Dobry aktor jest w stanie sporo poświęcić dla roli i spędzić wiele czasu na przygotowaniach do niej. Doskonale wie o tym Michał Bajor. Artysta wspominając początki swojej aktorskiej drogi opublikował zdjęcie z koniem, którego obecność miała mu pomóc się oswoić z tymi zwierzętami. Przypomniał także jeszcze jedną sytuację, z którą się mierzył, a która według niego była zupełnie bezsensowna.
Michał Bajor – jak przygotowywał się do ról?
W 1979 roku aktor miał zadebiutować na scenie teatru Ateneum przedstawieniem „Equus” Petera Schaffera, które reżyserował Andrzej Rozhin. „Sztuka opowiada o młodziutkim nadwrażliwym chłopcu – Allanie, który – rozkochany w pracy z końmi – jest uwodzony przez córkę gospodarza”, opowiadał Michał Bajor, dodając: „Próba uwiedzenia spełzła na niczym – Allan odrzucił zaloty dziewczyny. Ale wstrząśnięty tym, że świadkami wydarzenia były jego ukochane konie, po prostu oślepia je szpikulcem”.
Jak wspominał Michał Bajor, była to dla niego ważna rola. „Bardzo mocne wejście w zawodowy świat, wspaniała praca z uznanymi aktorami, poklask u widzów i entuzjastyczne recenzje krytyków”, twierdził. Potraktował ją bardzo poważnie i starannie się przygotowywał, wymyślono także, by zaczął oswajać się z końmi. „Przed próbami zaprowadzono mnie do stadniny, żebym choć trochę, pierwszy raz, poczuł bliskość konia”. Aktor uważa jednak, że nie było to potrzebne i nie miało większego wpływu na jego pracę.
Michał Bajor w filmie „Przeznaczenie” 1983 rok
Michał Bajor w szpitalu psychiatrycznym
Poza zaznajamianiem z końmi, artysta musiał zmierzyć się z jeszcze jednym pomysłem ówczesnych pracodawców, który według niego okazał się całkowicie zbędny i wręcz bezsensowny. W pewnym momencie miał wcielić się w rolę człowieka, który trafia do szpitala psychiatrycznego. Zdecydowano więc, że Michał Bajor również trafi do takiej placówki, by poczuć klimat tego miejsca, wczuć się w sytuację i żeby całość wypadła bardziej realistycznie. Nie przyniosło to jednak zamierzonych efektów. „Pacjenci bardzo szybko zorientowali się, że nic mi nie dolega. Nie chcąc wyjść na „podglądacza”, z szacunku dla ich prywatności i spokoju opuściłem szpital i sam postanowiłem dać sobie radę z budowaniem tej trudnej roli”, wyjaśnił mężczyzna.
Źródło: viva.pl