Kino i muzyka

Magda Gessler: „Myślę, że rodzice byli szczęśliwi, mając mnie, chciałam, żeby byli jeszcze szczęśliwsi”

W ramach cyklu Archiwum VIVY!: wywiady przypominamy rozmowę Krystyny Pytlakowskiej z Magdą Gessler i jej tatą, Mirosławem Ikonowiczem. Wywiad ukazał się w maju 2015 roku w magazynie VIVA!.

Magda Gessler: „Myślę, że rodzice byli szczęśliwi, mając mnie, chciałam, żeby byli jeszcze szczęśliwsi”

Magazyn VIVA! Magda Gessler wywiad

Ojciec i córka. Wciąż się spierają, ale rozmawiają ze sobą dwadzieścia razy dziennie. On – dziennikarz, wieloletni korespondent zagraniczny, ciągle pracuje w Polskiej Agencji Prasowej. Ona – restauratorka i artystka. Kiedy ukazała się książka Magdy Gessler „Autobiografia apetyczna”, wielu sądziło, że stanie się kością niezgody. Ale Mirosław Ikonowicz i jego córka pokłócili się tylko na chwilę. O co? Wyjaśnia Krystyna Pytlakowska.

Przeczytał Pan książkę córki?’
Mirosław: Oczywiście.

I co?
Mirosław: To bardzo dobra książka, tylko są dwa fragmenty, które nie odpowiadają faktom. Magda ma tendencję do przesady. Jako żywo moja mama nie była arystokratką.

Magda: Jak to nie? Owszem, prowadziła cukiernię, ale korzenie ma arystokratyczne.

Mirosław: Rzeczywiście, jedna moja prababcia z Neapolu nazywała się Elena Szipioni. Gdy mieszkałem we Włoszech, znalazłem w książce telefonicznej 800 Szipionich. Ta arystokracja była dość liczna i rozbudowana.

Magda: A twoja babcia z Sapiehów nie była arystokratką?

Mirosław: Babcia Józefa Sapieha pochodziła z bocznej linii, ale prawda – z tych Sapiehów, co trzeba.

Magda: Wypomniałeś mi to. A prawda jest taka, że przyszłam na świat uwarunkowana genetycznie przez babcię, prababcię i cały dom, który był cudownie hedonistyczny, arystokratyczny i zwariowany.

Mirosław: W Komorowie, gdzie mieszkałaś jako dziecko, mieli dom rodzice twojej mamy, a nie moi.

Magda: Ale dziadek, Jan Ikonowicz, był sędzią w Wilnie, a po wojnie w Słupsku. A babcia, czyli twoja mama, miała tam pierwszą kawiarnię dla palestry.

Mirosław: To prawda, o to się nie sprzeczam. Zabolało mnie tylko, że napisałaś, iż ja – będąc z konserwatywnego domu – pozostałem konserwatystą i oszukiwałem moich pracodawców i czytelników, że jestem postępowym lewicowcem. Nigdy nie byłem dwulicowy, nie jestem hipokrytą. Z Ryszardem Kapuścińskim, moim serdecznym przyjacielem, byliśmy zaangażowani w to, co się działo, chcieliśmy państwa lewicowego, nie biurokratycznego komunizmu. To zasadnicza różnica. Piszesz o polityce, choć znasz się na tym jak ślepy na kolorach… W Polsce na słowo „komunista” reakcja jest jedna: „sierpem i młotem w czerwoną hołotę”. Jesteś politycznie naiwna, jeśli tego nie rozumiesz.

Magda Gessler: „Myślę, że rodzice byli szczęśliwi, mając mnie, chciałam, żeby byli jeszcze szczęśliwsi”

Prawie każdy z pokolenia wojennego i powojennego miał za sobą lewicową przeszłość.
Mirosław: …a Piotr, twój brat, pobił w PRL-u rekord aresztowań. Doliczyliśmy się 102 razy. Siedział osiem miesięcy na Rakowieckiej i w internacie jako działacz, razem z Janem Józefem Lipskim wskrzesił PPS jeszcze za PRL-u. Bycie socjalistą nie oznacza bycia komunistą.

Żona też była lewicowa? Poznał ją Pan w radiu?
Mirosław: Tak, przy Myśliwieckiej, pracowała tam ze słynną Maliną Zasadzińską. Spotkaliśmy się, bo ja zaraz po maturze, gdy nie dostałem się na uczelnię, przez rok pracowałem w radiowej „Warszawskiej fali”.

Magda: Powiedz wprost, że nie dostałeś się na studia, bo miałeś złe pochodzenie. Twoja mama prowadziła „inicjatywę prywatną”, tak się wtedy to nazywało.

Mirosław: W końcu dostałem się na historię w Toruniu. Później przeniosłem się do Warszawy.

Magda: Ale pisać uczyła cię moja mama, redagowała twoje teksty. Była przyjaciółką Kapuścińskiego z jednej klasy. Potem ta przyjaźń przeniosła się na ciebie.

Dziennikarzem Pan został, mając zaledwie 17 lat?
Mirosław: Nawet 16. Pasjonowało mnie dziennikarstwo. Z dwójką kolegów wzięliśmy kosz na śmieci i wrzuciliśmy do niego karteczki z nazwami dzienników, jakie się wtedy ukazywały – było ich 27. Każdy wyciągnął dziewięć tytułów. Zaproponowaliśmy tym redakcjom, że zostaniemy korespondentami z Pomorza Zachodniego. Zarabiałem wtedy spore pieniądze, bo publikowali moje teksty. Gdy przyjechałem na kolegium, zdziwili się, że jestem taki młody.

Magda: Ty w ogóle młodo zaczynałeś. Do Bułgarii, jako polski korespondent, wyjechałeś, mając zaledwie 24 lata. Byłeś człowiekiem sukcesu, chociaż z Bułgarii odesłano cię za antystalinowskie poglądy, w 1956 roku.’

Magda Gessler: „Myślę, że rodzice byli szczęśliwi, mając mnie, chciałam, żeby byli jeszcze szczęśliwsi”

Magda, Ty masz pewnie po ojcu gen zwyciężania? O mamie dotąd bardzo mało opowiadałaś. To bolesny temat?
Magda: Mama była niezwykle utalentowana. Poświęciła się ojcu, żeby mógł zrobić karierę i iść do przodu. Była artystką, robiła filmy dokumentalne, była reżyserem dźwięku, ale nie miała takiej siły przebicia jak ojciec, miała nieinwazyjną osobowość. Może dlatego, że jako młoda dziewczyna ciężko chorowała na gruźlicę, a może dlatego, że było jej wygodnie mieć mężczyznę, który zarabia i daje jej poczucie bezpieczeństwa.

Mirosław: Dbałem o dom, więc ktoś musiał dbać o mnie.

Magda: Żebyś był mniej lekkomyślny, mniej sapiehowy. Wasz dom był jak z powieści. Przejadało się w nim wszystko, ciągle podejmowało się gości i nie przywiązywało się specjalnej wagi do pieniędzy. Jadło się i piło.

Mirosław: Mówisz o tym, jakby to był dom pijacki. Czy choć raz widziałaś mnie pijanego?

Magda: Nie, nigdy, ani ciebie, ani mamy. Oczywiście wiem, że po wojnie było wam bardzo ciężko, a gdy ty studiowałeś w Toruniu, babcia wysyłała ci paczki z jedzeniem, a dziadek zbierał w lesie grzyby i owoce, żeby mieć czym nakarmić dzieci. Byłeś wtedy chudy jak kartka papieru, mocno niedożywiony.

Podobno narodziny Magdy były cudem?
Magda: Nie powinnam się była urodzić.

Mirosław: Mojej żonie, Oldze, odnowiła się gruźlica. Przed przyjściem Magdy na świat leczyła się w sanatorium w Zakopanem, lekarze zdecydowali o operacji oddzielenia opłucnej od płuc. Olga się bała, że narkoza zaszkodzi dziecku, i nalegała na operację bez uśpienia. Zniosła to bez żadnej skargi.

Magda: Poświęciła się dla mnie…

Mirosław: Bardzo chcieliśmy mieć dziecko. Wtedy, po wojnie, pęd do zakładania rodzin był powszechny. Trzeba była odtworzyć populację. Z tego wyżu demograficznego powstało potem tysiąc szkół na tysiąclecie.

Magda: Odtworzyć populację?! Chcieliście mieć dziecko, bo byliście nieprawdopodobnie w sobie zakochani, dlatego mama nie usunęła ciąży, choć ryzykowała zdrowie i życie! Zawsze byłam przekonana, że jestem dla was problemem. Czułam się oddzielną jednostką, żyłam kompletnie w swoim świecie. To Piotr był tym tulonym dzieckiem.

Mirosław: Co ty mówisz? Być może mama bardziej zajmowała się twoim bratem, bo był młodszy, ciebie do trzeciego roku życia wychowywała babcia. Ale dla mnie to ty byłaś najważniejsza, tatusiowa córeczka. Nie możesz tego pamiętać, ale to ja prałem w balii twoje pieluchy. Wtedy jeszcze nie mieliśmy pralki. Szorowałem je na tarze, byłem w tym specjalistą. W dodatku musiałem nosić wiadrami wodę z pompy, bo mieszkaliśmy w wynajętym piętrze wilii. Gospodarze blokowali krany, żeby się pozbyć lokatorów. Takie były czasy.

A dobrze się Panu układało z teściami?
Mirosław: Znakomicie. Teść był człowiekiem o silnym charakterze. Utalentowany muzyk, dyrygent. Przed wojną należał do KPP, ale po wojnie doszedł do wniosku, że nie o to mu chodziło. Wystąpił z partii i do końca życia pracował w zakładach Wedla. Bardzo prawy człowiek. Do dziś mam stalową łyżkę do butów, która uratowała mu życie. Gdy bydlęcym wagonem wieziono go do Oświęcimia, tą łyżką wydłubał dwie deski z podłogi i wyskoczył przez dziurę.

A teściowa?
Magda: Była piękną kobietą. Bardzo elegancką. Ojciec był absolutnie zachwycony moją babcią, a i był jej ukochanym zięciem. Oni się ubóstwiali.

Mirosław: Byłem zakochany w twojej mamie, ale jej mama była niezwykłą kobietą. Czy to źle lubić swoją teściową? Dużo rozmawialiśmy, zgadzaliśmy się w wielu sprawach.

Magda: Za to mama z babcią się ciągle kłóciły. Babcia Irena najwyraźniej przeszkadzała wam w moim wychowaniu, a ja trzymałam z nią sztamę.

I Pan to tolerował?
Magda: Kiedy próbował się wtrącić, dostawał po głowie najpierw od jednej, potem od drugiej. To zresztą były sporadyczne przypadki, bo ojciec wciąż pracował i krzyczał, żeby mu nie przeszkadzano. W dzieciństwie codziennie słyszałam: „Bądź cicho, ojciec pracuje”. Często pisał w domu.

Jak go pamiętasz z tamtego okresu?
Magda: Zawsze się cieszyłam, kiedy przychodził. Pięknie pachniał Tobacco, dobrze się ubierał, był przystojny. Tak jest do dziś.

Mirosław: Jeśli ktoś przeżył wojnę i na zimę miał tylko łapcie, to potem cenił porządne buty. W czasie wojny mama uszyła mi garnitur z siennika w białe i żółte pasy. Pewnie dlatego po wojnie miałem upodobanie do schludnego i eleganckiego wyglądu.

Magda: Mama też była piękna i ładnie pachniała Madame Rochas. Miałam chyba sześć lat, gdy dostałam od niej pierwszą kosmetyczkę. Były w niej perfumy, pomadka i puder. Poczułam się wtedy jak prawdziwa dama.

Magda Gessler: „Myślę, że rodzice byli szczęśliwi, mając mnie, chciałam, żeby byli jeszcze szczęśliwsi”

To dlaczego mówisz, że czułaś się odrzucona?
Magda: Może dlatego, że najmłodsze lata spędziłam z dziadkami, nie z mamą, która chorowała. Nie było szansy na odtworzenie pierwotnej więzi matki z córką. Potem może dlatego, że choć ja nie byłam zainteresowana zewnętrznym światem, oni ciągle robili mi jakieś egzaminy z wiedzy politycznej.

Mirosław: Bo nie wiedziałaś, jak nazywa się prezydent i premier. Nic nie wiedziałaś.

Magda: Miałam gdzieś, jak nazywa się przywódca Urugwaju i czy tam jest wojna. Wolałam biegać po lesie. Chciałam mieć siostrę. Z bratem bez przerwy się biłam, a jak był bardzo mały, przebierałam go za Małgosię. No i nie znosiłam pocałunków.

Dałaś rodzicom w kość.
Magda: Jak nikt. Kiedy po powrocie z Bułgarii zamieszkaliśmy w Komorowie, potrafiłam zniknąć na cały dzień. Nikt nie wiedział, gdzie jestem. Gdy pojechałam na kolonie, po tygodniu musieli mnie zabrać. Mimo wszystko myślę, że rodzice byli szczęśliwi, mając mnie. Tylko że ja chciałam, żeby byli jeszcze szczęśliwsi.

Mirosław: To cała Magda, nikogo nie gra, nie udaje. Nie jest dyplomatką, chociaż czasami powinna nią być.

Ale jesteście do siebie bardzo podobni.
Mirosław: Magda lubi ludzi, podobnie jak ja. I ludzie ją lubią. Personel, pracownicy. Ma zdolność empatii, wyniosła to z domu. Nie wiem, czy to moja zasługa, czy mojej żony, ale nie ma w Magdzie żadnej wyniosłości.

Pan jest Skorpionem, a Magda Skorpionów unika. Nadepnął jej Pan na odcisk?
Mirosław: Usłyszałem, że jestem typowym Skorpionem, ale nie wiem, jakie to ma znaczenie. Na ogół godziłem się na jej pomysły. Gdy mieszkaliśmy w Madrycie, całą noc kazała mi pozować do karykatury. Namalowała mi świetny portret. Jest wydrukowany w mojej książce. Magda jest bardzo zdolna. Pamiętam wrażenie, jakie zrobiła na mnie, gdy za pierwszym podejściem dostała się do Akademii San Fernando w Madrycie – tej samej, którą ukończył Pablo Picasso. Jest uparta i konsekwentna.

Upór i buntowniczy charakter też ma pewnie po Panu. Podobno bardzo ostro Pan reagował, gdy zaczęła spotykać się z chłopakami.
Mirosław: Mój ideał chłopaka dla niej był prosty: bardzo męski, poważny, spokojny, w miarę przystojny. Niekoniecznie bogaty.

Mówi, że obrzydzał jej Pan kandydatów na narzeczonych?
Mirosław: Pewnie do końca życia będzie mi wypominać hiszpańskiego narzeczonego, piekielnie o nią zazdrosnego. Nie miałaby z nim życia. Oboje z żoną zadziałaliśmy podstępnie i zaprosiliśmy go do Warszawy, żeby mogła zobaczyć tego zaborczego hiszpańskiego malarza w otoczeniu i na tle jej polskich kolegów. Powiodło się. Miłość wyparowała.

Magda: To prawda, Rodolfo był patologicznie zazdrosny, ale ani on, ani żaden inny narzeczony nigdy nie robili mi tak histerycznych awantur, jak ojciec. Ciągle wymieniał mi facetów.

Bo Cię kocha.
Magda: Wtedy miałam wrażenie, że głównie dba o siebie. Bał się, że jak wyjdę za Hiszpana, to już do Polski nie wrócę. Przyznaj, tato, że do dziś jesteś o mnie masakrycznie zazdrosny (śmiech). Waldka wyrzuciłeś kiedyś z wesela mojego brata tylko za to, że mnie przytulał i całował w tańcu. Może i jestem choleryczką, ale ty bijesz mnie w tej dyscyplinie na głowę.

Mirosław: Teraz Waldka bardzo lubię, okazał się porządnym facetem, a wtedy podpadliście mi oboje.

Ale zaakceptował Pan pierwszego męża córki – Volkharta?
Mirosław: To był mój kolega z pracy, starszy od Magdy o 11 lat. Rozważny, myślący. Miałem nadzieję, że się przy nim uspokoi, że nie będzie już taka szalona. Częściowo mu się to udało.

Magda: Volkharta znałam od 19. roku życia. Bywał u nas, z ojcem rozmawiali o polityce, cenili się wzajemnie.

Mirosław: Nie miałem nic przeciwko temu małżeństwu. Ja tylko Magdę zawsze próbowałem chronić, ponieważ jest bardzo ufna. A nadmierna ufność może być niebezpieczna. Zarówno w życiu, jak i w sprawach biznesowych. Magda kieruje się sercem. I ma niesamowitą wyobraźnię. Już jako małe dziecko opowiadała fantastyczne historie, miewała niecodzienne pomysły. Kiedyś w Hawanie przyniosła mi zrobione własnoręcznie śniadanie. Patrzę, a ona wkracza z herbatą i kanapkami. Chleb posmarowała białym smalcem, na to położyła czerwoną konfiturę. Bardzo to było dobre. Miała wtedy tylko kilka lat.

Magda: Ty umiesz docenić jedzenie. Pamiętam, jak zachwycałeś się potrawami mamy: „Olga, Boże, w życiu czegoś takiego nie jadłem! To miało niebiański smak, wyśmienite!”. Dla takiego mężczyzny chce się gotować. Mój Waldek też potrafi komplementować moje potrawy.

Mirosław: Bez twojej wyobraźni i wrażliwości nie byłabyś tą dzisiejszą Magdą Gessler – malarką i artystką w kuchni. Jestem z ciebie bardzo dumny.

Często Pan jej to powtarzał?
Magda: Kiedyś nie mieliśmy czasu na długie rozmowy. Tata ciągle pracował…

Mirosław: …a teraz to ty jesteś bez przerwy w biegu, nie masz czasu. Aż się boję o ciebie, wiesz? Dawniej rozmawialiśmy przy jedzeniu. Obiady, kolacje były u nas celebrowane. Pamiętasz, jak brałem cię na kolana albo nosiłem na barana? Oczywiście, kiedy miałem pilne zadanie, nie było mnie w domu miesiącami. Byłem korespondentem wojennym, jeździłem do Mozambiku, Angoli, na Półwysep Iberyjski. Łączność telefoniczna była bardzo słaba, ale jednak dzwoniłem codziennie do twojej mamy i starałem się nie opowiadać, co przeżywam. Żeby was nie straszyć. Magda nie lubiła wyjeżdżać. Pamiętam, że kiedy żona miała zamówienie na film o krokodylach, chcieliśmy wybrać się z Magdą w egzotyczną podróż. Broniła się, nie chciała jechać.

Magda: Nie chciałam, bo pragnęłam wreszcie pobyć sama. Ciągle ktoś był w domu. Ktoś mnie kontrolował. Marzyłam o komforcie samotności. Miałam wtedy już 10 czy 12 lat. Później mi to minęło. W Hiszpanii ciągle wpadaliśmy na siebie. Czwarta rano, schodzę do kuchni zrobić sobie kawę, a ojciec już tam jest. Piliśmy tę kawę i gadaliśmy. To było cudowne, te nasze nocne spotkania, gdy ty pisałeś artykuł, a ja kończyłam obraz. Oboje uwielbiamy pracę. Mama była filozofem, Piotr podobnie. Często tęsknię za tamtymi czasami.

I dlatego napisałaś tę książkę?
Magda: Napisałam ją, bo chciałam przywołać tamte chwile, znaleźć się na moment znowu w naszym domu, kiedy miałam oboje rodziców. Mama nie żyje już 14 lat.

Mirosław: Umarła przez papierosy.

Magda: Dobrze, że ty nie palisz. Ojciec jest dziś jedyną osobą, która ustala moje poczucie bezpieczeństwa na świecie, gdy czuję się zagrożona. Bardzo się cieszę, tato, że jesteś wiecznie młody.

Źródło: viva.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close