Kino i muzyka

Katarzyna Dowbor: Na urodziny kupiłam sobie piłę łańcuchową

Katarzyna Dowbor nie zwalnia tempa. Gwiazda programu „Nasz nowy dom” więcej czasu spędza w hotelach niż w swojej ukochanej willi pod Warszawą. A kiedy wraca do domu, zamiast wypoczywać, rzuca się w wir majsterkowania, urządzania ogrodu i opiekę nad swoimi ukochanymi zwierzętami: psami, kotami i końmi.

Katarzyna Dowbor: Na urodziny kupiłam sobie piłę łańcuchową

Ekipy wielu programów powoli wracają do aktywności po przerwie związanej z pandemią. Praca na planie „Naszego nowego domu” także idzie pełną parą

– Zdecydowanie tak. Mamy do nagrania aż 24 odcinki, dlatego, żeby zdążyć na czas, bez przerwy pracują dwie ekipy budowlane i filmowe. Rodziny czekają na naszą pomoc, więc nie mogliśmy dłużej wstrzymywać zdjęć. Niestety praca w tych nowych warunkach jest dużo trudniejsza. Kiedy do niedużego domu, w którym na co dzień mieszkają trzy osoby, wchodzi ekipa licząca ponad 20 osób, robi się się duszno i gorąco, a wszyscy muszą mieć założone maseczki. I bardzo mnie boli, że nie mogę się teraz przytulać do naszych bohaterów, bo oni tego potrzebują, a ja też to zawsze lubiłam robić. Kolejnym minusem jest moja separacja. Do tej pory zawsze mieszkałam z ekipą programu, a teraz oni są razem, a ja ze względów bezpieczeństwa, zostałam sama. Siedzę osobno, posiłki też jem sama. Brakuje mi naszych wspólnych żartów, dowcipów i rozmów, ale nie ma wyjścia. Nie poddajemy się i walczymy dalej.

Jak dużo czasu spędza Pani poza domem?

– Ogrom! Kończę jedną budowę i od razu jadę na drugą. Czasami są to bardzo duże odległości – jeden dom jest w górach, a drugi nad morzem. W tym roku wakacji mieć nie będę, bo pracujemy do 20 października i w tym czasie będę miała tylko pojedyncze dni wolne. Dlatego śmieję się, kiedy ktoś mi proponuje „masz wolny weekend, to może wyskoczymy na Mazury?”, a ja nigdzie wyskakiwać nie zamierzam. Wolne dni spędzę w swoim ukochanym domu i ogrodzie.

A zdarzyło się, że obudziła się Pani w hotelu, zastanawiając się, w jakim mieście jest?

– Mam tak bardzo często (śmiech). Mylą mi się hotele i miejscowości, za to mam bardzo dobrą pamięć do twarzy, dlatego bohaterów programu nigdy nie pomylę. Jestem zmęczona podróżami, czasem mam dość wszystkiego, ale potem przychodzi refleksja, że kocham to co robię, ten program, tych ludzi i że mam najwspanialszą pracę na świecie i przestaję marudzić.

Nie ma Pani czasem ochoty zwolnić?

– Zawsze po zakończeniu zdjęć mam taką myśl, ale to tylko takie gadanie (śmiech). Potem mijają dwa, trzy tygodnie, chwilę posiedzę w domu i zaczynam tęsknić za tym szaleństwem.

Skąd Pani czerpie tę niespożytą energię?

– Zawsze miałam charakterek, nosiło mnie i nie potrafiłam usiedzieć na miejscu. Temperament odziedziczyłam po mamie. Ona ma 87 lat i właśnie się kłócimy o to, czy nadal sama powinna prowadzić samochód. Ja się na to nie zgadzam, a ona jest uparta i się ze mną spiera. Na szczęście jest rozsądna i obiecała, że mnie posłucha i zrobi niezbędne badania. Jeśli lekarz pozwoli jej nadal prowadzić auto, nie będę z tym dyskutować. Poza tym do działania napędza mnie ekipa z programu. Ja oczywiście z nimi nie baluję, ale w pewnym wieku wartością dodaną jest spędzanie czasu z młodymi ludźmi. Starsi mają mądrość życiową, ale młodzi energię, radość życia i fajnie jest kiedy oba te światy się przenikają.

Zrobiła Pani karierę, ma wspaniałą rodzinę i ukochany dom. Chce Pani coś jeszcze sobie udowodnić?

– Mam jeszcze parę marzeń, ale one nie są już najważniejsze. Jestem w fajnym momencie swojego życia. Zawsze bałam się wieku, wypalenia zawodowego, a teraz, z perspektywy czasu doceniam te 60 lat, które skończyłam i wiem, że jeszcze mogę, ale już nic nie muszę. Zaspokoiłam własne ambicje, jestem spełniona i szczęśliwa. Mam zwierzęta, które wymagają opieki i zajmowanie się nimi to wielki obowiązek każdego dnia. Mogłabym kogoś zatrudnić do opieki nad stajnią i końmi, ale wolę robić to sama. Sama chcę sprzątać po swoich psach i karmić koty. Nie mogę spać do dziewiątej, ale kiedy wstaję o świcie, myślę sobie, że jest super, bo wciąż daję radę i jestem w formie. I od razu uśmiecham się do siebie.

Jak wygląda Pani dzień, kiedy nie pracuje Pani na planie „Naszego nowego domu”?

– Wstaję o szóstej, o 6.30 karmię konie, a potem idę z moimi psiakami na długi spacer. To punkt obowiązkowy, niezależnie czy świeci słońce czy pada deszcz. Mieszkam za Warszawą, dookoła mam sielskie krajobrazy – łąki i las, czyli teren wymarzony do wędrówek. Kiedy wracamy po spacerze, zamiatam stajnię, czyszczę konie, ich kopyta, wyczesuję grzywy – bardzo się wtedy relaksuję. Nie myślę o problemach, czuje się błogo i jestem szczęśliwa. Po ósmej wracam do domu, karmię psy i koty, a potem rozpoczynam celebrowanie dnia. Mam wiejski dom, piękną werandę, na której jem śniadanie, kiedy jest ładna pogoda. Dla mnie ważne są detale – ładne kubki, miseczki, talerzyki, które muszą do siebie pasować, do tego pyszna kawa. Tak o poranku ładuję akumulatory. Dom jest moim azylem, tam najlepiej się czuję i wypoczywam. Kocham go, ale z drugiej strony, nie potrafię usiedzieć na miejscu. Sadzę kwiatki, stawiam ławeczki, majsterkuję… Na 60. urodziny kupiłam sobie piłę łańcuchową (śmiech). Mam mnóstwo porządnych narzędzi, bo w tej dziedzinie jestem gadżeciarą. Nawet fachowcy, którzy czasem przychodzą do mnie zrobić drobny remont, są pod wrażeniem tego sprzętu i doceniają, że kobieta zna się na tym fachu.

Źródło: fakt.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close