Kino i muzyka

Jej szlagiery śpiewała cała Polska. Umarła w nędzy i upokorzeniu na zabójczy nowotwór

Nowotwór nie miał dla niej litości. Zaatakował raz, a potem znów ze zdwojoną siłą. Artystka nie miała siły ani środków, by walczyć o swoje życie oraz o swoją rodzinę. Z bycia sławną szybko zmieniła swój status na bycie zapomnianą i upokorzoną.

Nowotwór, na który cierpiała polska artystka, był zabójczy. Kobieta nie miała siły, wsparcia ani nawet środków na odpowiednie leczenie. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu podbijała polskie i zagraniczne sceny. Jak mówili znajomi po jej śmierci: obudziła się z przysłowiową ręką w nocniku, lecz na własne życzenie.

Piosenkarka ot tak oddała swojego syna obcym ludziom. Chciała robić karierę

Kazimiera Sawicka nic nikomu nie mówi, za to Kasię Sobczyk znają wszyscy Polacy, chociażby ze słyszenia. Artystka zmieniła swoje dane osobowe, by łatwiej jej było robić karierę. A tę zaczęła w bardzo młodym wieku. Urodzona 21 lutego 1945 roku Sobczyk w wieku niecałych 20 lat stanęła na scenie w Opolu i piosenką skomponowaną przez zakochanego w niej Zbigniewa Bizonia „Nie wiem, czy to warto” zdobyła główną nagrodę festiwalu.

Krótko potem zakochała się w Henryku Fabianie, z którym doczekała się syna. W wieku 20 lat została mamą Sergiusza, którego szybko zostawiła na pastwę losu. Chłopiec dorastał bez matki, został oddany innej parze. Dopiero później odnalazł swojego ojca, który powiedział mu, że tak musiało być. Nie chcieli oddawać go do domu dziecka. Henryk tłumaczył mu, że mama jest wielką artystką i nie ma zwyczajnie czasu na siedzenie w domu. Sergiusz także chciał występować na scenie. Oddalenie się od syna nie przyniosło Kasi Sobczyk wielkich sukcesów w życiu artystycznym.

Nowotwór piersi sprawił, że zbliżyła się do zapomnianej rodziny. Krótko później wpadła w amok

Pewnego dnia Kasia Sobczyk dowiedziała się o nowotworze – miała raka piersi. Lekarze mówili, że potrzebna będzie operacja. Aby utrzymać się w USA artystka zajęła się sprzątaniem moteli. Nowotwór wszedł w stan uśpienia i myślała, że jeszcze będzie dobrze. Niestety, ale po krótkim czasie uderzył ze zdwojoną siłą. Wiedziała, że nie ma funduszy na życie i opiekę w Ameryce, dlatego zdecydowała się wrócić do kraju, do Koszalina, gdzie władze przyznały jej mieszkanie. Wtedy też zaczęła dbać o kontakty z synem. Było z nią na tyle źle, że zdecydowała się na hospicjum.

Kasi Sobczyk udało się pogodzić z dzieckiem, ale nie wybaczyła sobie do końca życia tego, jak go potraktowała. Żałowała wyprawy za ocean, zresztą nieudanej. W końcu wpadła w amok, zmieniała lekarzy co chwilę, przerywała i kontynuowała chemioterapie, aż w końcu wylądowała w szpitalu psychiatrycznym. Za taki stan rzeczy winiła właśnie Sergiusza i jego narzeczoną, Joannę. Kasia Sobczyk odeszła w hospicjum w Warszawie 28 lipca 2010 roku. Jej syn odszedł 3 lata później, w wieku 38 lat, zaledwie 3 tygodnie po ślubie ze swoją ukochaną.

Źródło: pikio.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close