– Poznański dziennikarz Jarosław Ziętara, który zniknął 1 września 1992 r., interesował się przekrętami Elektromisu. Sądziłem, że firma go przekupi, ale sprawy wymknęły się spod kontroli. Został zabity, a ciało wrzucono do kwasu – zeznał w czwartek w sądzie Zdzisław K. w trakcie procesu byłego senatora Aleksandra Gawronika, oskarżonego o podżeganie do zabójstwa Jarosława Ziętary.
Latem 2020 r., gdy zbliżała się 28. rocznica zniknięcia dziennikarza Jarosława Ziętary, do redakcji „Głosu Wielkopolskiego” w Poznaniu zadzwonił mężczyzna. Przedstawił się jako Zdzisław K. Chciał się dowiedzieć, kiedy jest najbliższa rozprawa dotycząca losów poznańskiego dziennikarza. Okazało się, że do tej pory milczał, przez 28 lat. Postanowił, że po latach złoży zeznania w sprawie Ziętary. Mają one wzmocnić akt oskarżenia krakowskiej prokuratury.
Zdzisław K. w sierpniu ubiegłego roku złożył wniosek do poznańskiego Sądu Okręgowego. Przesłuchany został jednak dopiero teraz, w czwartek, 20 maja. Podczas procesu Aleksandra Gawronika, niegdyś bogatego poznańskiego biznesmena, twórcy pierwszych kantorów i senatora w latach 1993-1997. Gawronik jest oskarżony o podżeganie do zabójstwa dziennikarza. Zdaniem prokuratury, polecił „zabić pismaka” podczas narady w poznańskiej firmie Elektromis, do której doszło latem 1992 r.
W tamtym spotkaniu, jak wynika z zeznań świadków, brał również udział szef Elektromisu Mariusz Ś. On jednak nie usłyszał żadnych zarzutów w sprawie Ziętary.
Kim jest Zdzisław K., który przerwał milczenie po 28 latach?
Poznańska firma Elektromis, na terenie której Gawronik miał podżegać do zabicia dziennikarza, w 1992 r. była u szczytu potęgi. Negatywny artykuł w prasie byłby zagrożeniem. Oficjalnie przecież Elektromis był największą w Polsce siecią hurtowni spożywczych, jego reklamy pojawiały się przed serialem „Dynastia”. Później ludzie Elektromisu otwierali kolejne sieci handlowe: Żabka, Biedronka, Małpka, Bio Family.
Zatrzymajmy się jednak na początku lat 90. i na Elektromisie, który oferował wtedy towary znane wcześniej jedynie z peweksów. Już wtedy mówiło się, że podstawą sukcesu Elektromisu są przekręty: przemyt papierosów i alkoholu, oszustwa podatkowe, sprytne balansowanie na granicy prawa dzięki świetnym doradcom z poznańskich uczelni, prawnikom oraz rzeszy byłych esbeków zatrudnionych w potężnej firmie.
Twórcą Elektromisu był Mariusz Ś., wychowanek domu dziecka w Szamotułach, prowadzonego przez siostry zakonne. A potem, na początku lat 80., „wychowanek” zakładu karnego w Sieradzu. Trafił tam jako nastolatek, skazany za włamania i kradzieże w sklepach spożywczych oraz kawiarniach. Jego kolegą z domu dziecka, a potem z więzienia w Sieradzu był Zdzisław K. Obaj współpracowali ze sobą także później, w poznańskim Elektromisie. I to właśnie Zdzisław K. po latach zdecydował się opowiedzieć, co wie o związkach Elektromisu ze zbrodnią na dziennikarzu Jarosławie Ziętarze.
– W 1991 r., wspólnie z moim kolegą Mariuszem Ś., przejęliśmy poznańską spółkę Strefa Wolnocłowa. Zostałem jej prezesem. Wiedziałem od Mariusza, że dostaje informacje od Aleksandra Gawronika, mającego wtedy dobre kontakty i wiedzę o zmieniających się przepisach, że mamy szybko sprowadzić do Polski papierosy. To miał być taki przekręt „w białych kołnierzykach” – mówił Zdzisław K. podczas czwartkowej rozprawy w poznańskim Sądzie Okręgowym.
Tamto sprowadzenie papierosów z Holandii zostało wówczas okrzyknięte w mediach jako „przekręt na wariata”. Dlaczego?
Strefa Wolnocłowa, kierowana przez byłego więźnia Zdzisława K., od razu „sprzedała” papierosy do Elektromisu, a sama nie zapłaciła podatku za papierosy. Skarb Państwa nie otrzymał należnych mu aż 150 miliardów starych złotych. Gdy działalnością prezesa Zdzisława K. zainteresowała się prokuratura, ten miał gotową odpowiedź. Oświadczył, że jest chory psychicznie. Miał stare zaświadczenia, z lat 80., które po wyjściu z więzienia pomogły mu uniknąć obowiązkowej służby wojskowej. „Żółte papiery” pomogły mu także uniknąć odpowiedzialność za przekręt z papierosami.
Ziętarę miał zabić wynajęty Rusek. Ciało wrzucono do kwasu
Gdy trwało śledztwo w sprawie przekrętu z papierosami, jesienią 1991 r. Zdzisław K. trafił do szpitala psychiatrycznego w Kościanie, kilkadziesiąt kilometrów od Poznania. Budował legendę człowieka chorego psychicznie, który nie może odpowiadać za przestępstwa. Ostatecznie jego „żółte papiery” stały się podstawą umorzenia śledztwa.
Gdy przebywał w szpitalu w Kościanie, miał go tam odwiedzić dziennikarz Jarosław Ziętara.
– Być może był to listopad 1991 r., pamiętam, że było już zimno. W szpitalu usłyszałem, że szuka mnie ktoś z jakiejś gazety. Wyszedłem na spacer i ten człowiek, choć byli też inni pacjenci, podszedł właśnie do mnie. Wypytywał mnie o różne rzeczy. Nie przedstawiał się z imienia i nazwiska. Potem od Mariusza Ś. dowiedziałem się, że u niego pod domem też był ten upierdliwy dziennikarz. Opisał mi jego wygląd. Mówił, że ten pismak został kilka razy przyłapany, jak obserwował jego dom w Puszczykowie. Odebrano mu aparat. Mariusz Ś. ostrzegał mnie, żebym broń Boże nie rozmawiał z tym człowiekiem. Słyszałem też, że był pod Elektromisem, chciał docierać do celników, którzy mieli do czynienia z tymi naszymi papierosami. To był jedyny dziennikarz, który mimo umorzenia sprawy przekrętu, wciąż interesował się tematem – zeznawał Zdzisław K.
Dodał, że zagrożony przez dziennikarza czuł się nie tylko szef Elektromisu, ale także jego dobry znajomy i pracownik, prawnik z UAM Łucjan Zawartowski. Wyznaczono go na syndyka Strefy Wolnocłowej, która ogłosiła upadłość po przekręcie z papierosami.
– Z tych rozmów, które prowadziliśmy, wynikało, że dziennikarz sporo wie. Ktoś mu dostarcza informacje, jakimi tematami ma się zająć. Jakoś na początku sierpnia 1992 r. Mariusz Ś., podczas naszego kolejnego spotkania, powiedział, że dziennikarza ma już pod kontrolą, że wie, czym się interesuje, zna jego kolejne kroki. Uznałem, że Mariusz Ś. ma człowieka w otoczeniu Ziętary. Szef Elektromisu mówił też, że trzeba będzie uciszyć dziennikarza, co ja odebrałem jako zapowiedź jego przekupienia – zeznawał w czwartek Zdzisław K.
O zaginięciu dziennikarza, o tym, co się faktycznie stało, miał dowiedzieć się po wielu miesiącach. W 1993 r. Z jednej strony Mariusz Ś. miał mu tłumaczyć, że „koszty wzrosły”. Z drugiej strony dwóch znajomych Zdzisława K. z Elektromisu opowiedziało mu o szczegółach zbrodni. Zdzisław K. przytoczył w sądzie swoją rozmowę z Markiem Z. oraz mężczyzną o pseudonimie Świr. Obaj byli poznańskimi kryminalistami zatrudnionymi w Elektromisie do „brudnej roboty”. Mieli sławę osób, którzy ściągną od opornych dłużników tzw. nieściągalne długi. Byli zaufanymi ludźmi samego szefa Elektromisu.
– Marek Z. oraz „Świr”, w trakcie picia alkoholu, mówili mi, że sprawy wymknęły się spod kontroli. Poszło nie tak, jak było zaplanowane. Opowiadali, że w magazynie Elektromisu Ziętarę zabił „Malowany”, Rusek wynajęty do tej roboty. Ciało wrzucono potem do żrącej substancji. Początkowo w to wszystko nie uwierzyłem. Myślałem, że to ich pijacka opowieść – zeznawał Zdzisław K.
Źródło: onet.pl
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) wprowadziło nowe regulacje, które nakładają obowiązek montażu autonomicznych czujek…
Tragiczne wieści po zatruciu chlorem ośmiorga dzieci na basenie w Ustce. Eska informuje, że kolejny…
Miłosne perypetie Jarusia z “Chłopaków do wzięcia” są bardzo przewrotne. Uczestnik kultowego programu najpierw długo…
Krzysztof Ibisz postanowił podzielić się z fanami kilkoma ważnymi nowinami. Prezenter przy okazji zdradził płeć…
Wokół Ivana Komarenko w ostatnich latach narasta coraz więcej kontrowersji. Muzyk najpierw sprzeciwiał się szczepieniom…
Podobnie jak żona nie doczekał ukarania winnych śmierci ich syna Piotra, najmłodszej ofiary stanu wojennego…
Leave a Comment