Powyborcze lato nie wygląda tak, jak zaplanowali sobie liderzy Koalicji Obywatelskiej. W ostatnich dniach do listy problemów nieoczekiwanie dołączył Donald Tusk. Współtwórca i wieloletni przewodniczący Platformy nie szczędzi ostrej, publicznej krytyki swojej byłej partii. W PO są tym coraz mocniej poirytowani i zniesmaczeni.
Problemy Platformy z jej współtwórcą zaczęły się od feralnego głosowania w Sejmie nad podwyżkami dla najważniejszych polityków w państwie. Zdecydowana większość Koalicji Obywatelskiej głosowała tu ramię w ramię z Prawem i Sprawiedliwością. Kiedy na największą formację opozycyjną spadła miażdżąca krytyka ze strony komentatorów, ale przede wszystkim wyborców, kierownictwo Platformy zadecydowało, żeby zablokować projekt w Senacie, w którym opozycja ma większość.
Mówi polityk doskonale znający Tuska: – W oczach Tuska Platforma głosując za podwyżkami dla polityków straciła instynkt samozachowawczy. Tusk zawsze uważał, że absolutnie priorytetowe jest skupienie się na zagrożeniach ze strony PiS-u i sporze PO-PiS. To był dla niego kluczowy motor polskiej polityki. On wyznaje fundamentalną zasadę: nie popieraj PiS-u i nie pomagaj rządom PiS-u, bo to nie jest rola opozycji. A tu doszło do ewidentnego współudziału Platformy w ramach propozycji wysuniętej przez PiS.
Emocjonalne odreagowanie
„Perfect Timing Day: przyznać wielkie podwyżki prezydentowi, rządowi i parlamentowi w rocznicę strajku 1980, w czasie rewolucji u najbliższego sąsiada, w szczycie pandemii, kiedy zaczyna się głęboka recesja” – ironizował na Twitterze Tusk. Był 14 sierpnia. Jeszcze tego samego dnia były przewodniczący Rady Europejskiej wbił swojej dawnej partii kolejną ostrą szpilę. „Opozycja, która złej władzy podwyższa wynagrodzenie, i to w czasie kryzysu, nie ma racji bytu. Po prostu. Ogarnijcie się, proszę” – napisał.
To był jednak dopiero początek kłopotów, bo do frontalnego ataku na Platformę Tusk przeszedł nieco ponad tydzień później – w wywiadzie dla tygodnika „Polityka”.
Zareagowałem tak ostro w sprawie podwyżek, ponieważ tego typu działania mogą do reszty zrujnować zaufanie do opozycji, a zwłaszcza do Platformy, która powstawała i wygrywała jako ruch sprzeciwu także wobec przywilejów władzy. Gra idzie przecież o te kilkaset tysięcy głosów ludzi, którzy mniej być może przejmują się ideami i programem, ale zarobkami władzy już tak
– tłumaczył swoje racje Tusk.
Ale Platformie oberwało się nie tylko za chęć przyznania sobie podwyżek w czasie pierwszej od 30 lat recesji w polskiej gospodarce. Tusk punktował swoją dawną partię również za rzekome wypieranie się swojej przeszłości w kampanii prezydenckiej („Albo jesteśmy dumni z naszych dokonań, a mamy powody, by być, albo zejdźmy ludziom z drogi. Przekonywanie ludzi, że kiedyś byliśmy źli, ale przeszliśmy cudowną metamorfozę, jest samobójcze”) i zbyt łagodne traktowanie PiS-u „(…) waleczność musi być cechą opozycji. To Platforma musi codziennie skakać PiS do gardła. Nie bać się twardej konfrontacji. Nie paktować z władzą”).
Tusk nie oszczędził nawet Rafała Trzaskowskiego, który w Platformie od zawsze był uważany za wychowanka byłego premiera.
Nie po to proponowałem podwyższenie wieku emerytalnego, żeby samemu iść na emeryturę mając 63 lata
– wypalił, odnosząc się do słów prezydenta Warszawy, który na finiszu kampanii prezydenckiej stwierdził, że Tuska w polskiej polityce już nie ma.
Drugi cios wymierzony Trzaskowskiemu dotyczył tworzonego przez prezydenta stolicy ruchu obywatelskiego „Nowa Solidarność”. Jak ocenił, „do wyborów są trzy lata i można się zmęczyć”.
Jest złudzeniem, że utrzymamy emocjonalną mobilizację milionów ludzi przez tak długi czas. Wyborcy chcą prostych i czytelnych komunikatów. Na kogo mamy się oglądać? Na ruch czy Platformę, na Trzaskowskiego, Budkę czy może Hołownię?
– analizował Tusk.
– W tych wypowiedziach ważna była nie tylko ostra krytyka Koalicji Obywatelskiej, ale też zachwyty pod adresem Szymona Hołowni – zwraca uwagę w rozmowie z Gazeta.pl były bliski współpracownik Tuska. I dodaje:
To rodzaj mocno emocjonalnego odreagowania. Krytykuje Platformę i komplementuje Hołownię, żeby wbić szpilę nowym liderom PO
Mówi były minister w rządzie Tuska:
To jest śmieszne, to znaczy, że on kompletnie nic nie zrozumiał z procesu społecznego, który się w Polsce dokonał w ostatnich latach. Przekonanie, że nie można niczego krytycznego powiedzieć o Platformie, jest absurdem i ponadto jest zwyczajnie głupie
Wujek dobra rada
W Platformie na zachowanie Tuska patrzą zarówno z pewnym zdziwieniem, jak i zniesmaczeniem. Partyjni liderzy nie spodziewali się uderzenia ze strony Tuska.
Kierownictwo bolą te słowa, ale też Tusk nie jest dzisiaj naszym największym problemem. Nikt nie ma poczucia, że musimy się z nim szybko godzić, że to najpilniejsza sprawa
– mówi nam polityk Platformy pytany o konflikt z byłym szefem Rady Europejskiej. Inny nasz rozmówca dodaje: – To podwójnie negatywne zaskoczenie. Raz, że dowala Platformie. Dwa, że ktoś jego formatu, europejski mąż stanu, zniża się do prymitywnej nawalanki za pośrednictwem Twittera i wywiadów.
Jako honorowy szef PO Donald Tusk mógł wysłać zamiast tweeta SMS-a i byłoby to racjonalne. Ja staram się w takim duchu postępować
– ocenił krytykę Tuska przewodniczący PO Borys Budka. – Uważam Donalda Tuska za, kiedyś, bardzo dobrego lidera i premiera. Natomiast nie mnie oceniać to zachowanie. Dla mnie ważniejsze jest, by w czasach trudnych, gdy lider popełnia błąd, jednak być razem. Trzeba przeprosić, wyciągnąć konsekwencje, ale nie można grać na obniżenie notowań swojej formacji – kontynuował podczas wywiadu w Polsat News.
Mówi jeden z dawnych tuskowców: – Tusk uważa, że juniorstwo przejęło mu partię i nie okazuje należytego szacunku, a przecież jest twórcą potęgi Platformy i dla wielu związanych z nią ludzi wciąż postacią symboliczną. W ten sposób nowe kierownictwo obraziło miłość własną Tuska. Budkę Tusk kojarzy piąte przez dziesiąte, Nitrasa nigdy nie lubił, Tomczyk to dla niego młody chłopaczek, a Pomaską lubi, ale to zawsze dla niego była młoda dziewczynka.
Wewnątrz partii panuje jednak przekonanie, że Tuskowi wcale nie należy ustępować i oddawać hołdu lennego tylko dlatego, że założył Platformę i przez dwie kadencje rządził państwem. Dominuje raczej trzeźwa kalkulacja, zbliżona do słów Rafała Trzaskowskiego z końcówki kampanii prezydenckiej – Tuska nie ma już w polskiej polityce, a dla Platformy wizerunkowo jest dzisiaj raczej obciążeniem niż atutem.
Strasznie łatwo być „wujkiem dobra rada”, który ma wygodną międzynarodową pozycję i nie musi codziennie babrać się po łokcie w gów*** polskiej polityki
– irytuje się wieloletni polityk Platformy.
Nie wystarczy puścić od czasu do czasu tweeta, żeby być istotnym graczem na polskiej scenie politycznej. Tusk najwyraźniej tego nie rozumie
– zaznacza.
Inny z polityków Platformy, współtwórca kilku kampanii tej partii: – Nikt nie wie, co Donald tak naprawdę ma dziś w głowie. Na pewno ma syndrom odstawienia. Osobisty i polityczny. Bo jest dziś człowiekiem, który politycznie nie ma wpływu na nic. Nie ma też miejsca w żadnym projekcie politycznym ani żadnego widoku na powrót do realnej gry w najbliższej przyszłości.
W co gra Tusk?
Poza zaskoczeniem i niesmakiem, w Platformie wyczuwalny jest też pewien niepokój.
On niczego nie robi bez powodu. Ten powód nie musi być słuszny, ale za ostatnimi działaniami Tuska na pewno stoi polityczna kalkulacja
– zastanawia się jeden z naszych rozmówców.
Oczywistym wydaje się, że Tusk przekreślił Platformę. Uznał, że z tej Platformy już nic nie będzie, a już na pewno nic takiego, czego on by sobie życzył
– dodaje po chwili.
Już na przełomie roku, gdy Tusk obejmował stanowisko przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej (EPL), z otoczenia byłego premiera można było usłyszeć, że Tusk planuje powrót do polskiej polityki. Ale nie po to, by walczyć z Andrzejem Dudą o prezydenturę w 2020 roku. Jak mówił wówczas w rozmowie z Gazeta.pl jeden z byłych ministrów w rządzie Tuska, zależy mu na tym, żeby w 2024 roku PO była drugą siłą w EPL po niemieckiej CDU/CSU.
Plan Tuska był jasny: zmiana przywództwa w partii, dopuszczenie nowych ludzi i wypracowanie nowego programu, a w efekcie odzyskanie zaufania wyborców i rzucenie prawdziwego wyzwania PiS-owi w wyborach parlamentarnych w 2023 roku. Tusk planował być szarą eminencją tego nowego projektu. Politycznym mentorem, z którym jego następcy w PO będą konsultować swoje ruchy, pytać o radę, konsultować strategię.
Chce być akuszerem zmiany – stojącym nieco na uboczu, służącym radą, opracowującym strategię. Główne role będą odgrywać inni politycy, ci z pokolenia o kilkanaście, dwadzieścia parę lat młodszego
– tłumaczył nam wówczas polityk blisko związany z Tuskiem. Były premier brał też jednak pod uwagę, że Platforma może nie przetrwać rebrandingu albo może on nie przynieść oczekiwanych efektów. Wówczas scenariuszem byłoby wygaszenie tego projektu i wyprowadzenie z niego wszelkich aktywów. Dokładnie tak jak 20 lat temu pierwsi liderzy Platformy postąpili wobec dogorywającej Unii Wolności.
Co ważne, dzisiaj ataki ze strony Tuska przypadają na newralgiczny moment w najnowszej historii Platformy. Dopiero co przegrała szóste wybory z rzędu, ale po raz pierwszy z porażki może wyciągnąć pewne pozytywy. Chodzi o 10 mln głosów oddanych na Rafała Trzaskowskiego, które PO chciałaby przekuć w realny kapitał polityczny (chociaż jej działania w ostatnich dwóch miesiącach raczej jej do tego nie przybliżają). Do tego na tapecie są plany przebudowy partii – zarówno organizacyjnej, jak i programowej czy ideowej. Platforma chce się zmienić, unowocześnić, otworzyć na nowe środowiska i nowych wyborców. To trudny i skomplikowany proces, a Tusk – zdaniem polityków PO – swoimi zachowaniem tylko przysparza tutaj kłopotów.
Odbudowę i przebudowę partii zaczyna się od utwardzenia skały, na której ona stoi, a dopiero potem buduje się wokół tego nowe rzeczy. Donald nam tę skałę, na której stoimy, kruszy
– stwierdza w rozmowie z Gazeta.pl dobrze zorientowany polityk PO. Jego zdaniem, Tusk to wciąż bardzo wpływowa i ważna postać dla wielu działaczy, polityków i wyborców Platformy, co w tej sytuacji nie jest bez znaczenia.
Swoimi tyradami pod adresem PO demobilizuje nasz twardy elektorat, a w tej sytuacji to nam nie pomaga. Mamy ponad 20 mln głosujących w wyborach, różnica pomiędzy nami i PiS-em jest minimalna, więc liczy się każdy głos. Donald nie będący za Platformą, a nawet będący przeciwko niej, staje się zagrożeniem
– słyszymy.
Inny z naszych rozmówców z Platformy:
Tusk z całą pewnością może być dla nas problemem. Ma dość poweru, żeby nam zaszkodzić, ale nie dość, żeby nas zabić. Żeby nas zabić, potrzebowałby armii ludzi – i tych od codziennej, mrówczej pracy, i popularnych frontmanów – oraz worka pieniędzy na działalność, a nie ma ani jednego, ani drugiego
Sposoby na Tuska
Chociaż Tusk nie jest dzisiaj najpoważniejszym ze zmartwień Platformy i jej kierownictwa, to konflikt z byłym premierem na dłuższą metę może być dla największej partii opozycyjnej męczący i kosztowy wizerunkowo. Kluczowe pytanie z perspektywy Platformy brzmi: jak zakopać topór wojenny z Tuskiem, ale jednocześnie nie znaleźć się pod jego butem, gdy każdą decyzję będzie trzeba z nim omawiać, żeby nie narazić się na ostry atak w prasie, telewizji czy mediach społecznościowych. Jeden z byłych bliskich współpracowników Tuska wskazuje trzy opcje, które stoją dzisiaj przed nowym kierownictwem PO.
Opcją pierwszą byłoby mocne, ale kontrolowane zaangażowanie Tuska w polską politykę. Tak, jak zrobił to wiosną 2019 roku Grzegorz Schetyna, kiedy jednoczył opozycję przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Rzecz w tym, że to mogłoby przynieść efekt tylko w razie ponownego sojuszu ugrupowań opozycyjnych – Tuskowi trudno byłoby wówczas skrytykować taki ruch, który sam przecież popiera, nie narażając się jednocześnie na śmieszność – a na taką koalicję na razie się nie zanosi.
Drugi wariant zakłada, że liderzy nowej Platformy – najlepiej Borys Budka i Rafał Trzaskowski – spotkaliby się z Tuskiem, wyjaśnili dzielące ich sprawy i ustanowili ramy współpracy na przyszłość. Z jednej strony oznaczałoby to zakopanie topora wojennego, ale z drugiej niosłoby pewne istotne ryzyko dla nowego kierownictwa Platformy.
Po takiej rozmowie i zawarciu pokoju obecne kierownictwo Platformy znalazłoby się w sytuacji Ewy Kopacz sprzed paru lat. Musiałoby niemal każdą decyzję uzgadniać i konsultować z Tuskiem, żeby uniknąć jego gniewu. A w takim położeniu znaleźć na pewno by się nie chcieli
– tłumaczy nasz rozmówca.
Jest wreszcie trzecia możliwość, a mianowicie uzbroić się w cierpliwość i przeczekać Tuska. Gniew i frustracja nie będą trwać wiecznie. Taki krok, chociaż czasochłonny, pozwoliłby zachować pełną autonomię wobec dawnego przewodniczącego, co umocniłoby przywództwo nowego kierownictwa.
Tylko wtedy może się okazać, że Tusk gra już ewidentnie na Hołownię i jawnie podtapia Platformę
– zastrzega polityk świetnie znający byłego premiera. A że Tusk w środowisku Platformy wciąż jest szanowanym głosem, to zanim zniechęciłby się do grillowania PO, mógłby jej napsuć sporo krwi.
Dopóki szefostwo Platformy nie zdecyduje, jaką strategię wobec Tuska przyjąć, musi się liczyć z tym, że ten będzie ich publicznie rozliczać i krytykować. Jak mówił w „Porannej Rozmowie Gazeta.pl” poseł PO Sławomir Neumann: „Kto zna Tuska, ten wie, że nie da się wysłać go na emeryturę. On emerytem nie będzie”.
Źródło: gazeta.pl
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) wprowadziło nowe regulacje, które nakładają obowiązek montażu autonomicznych czujek…
Tragiczne wieści po zatruciu chlorem ośmiorga dzieci na basenie w Ustce. Eska informuje, że kolejny…
Miłosne perypetie Jarusia z “Chłopaków do wzięcia” są bardzo przewrotne. Uczestnik kultowego programu najpierw długo…
Krzysztof Ibisz postanowił podzielić się z fanami kilkoma ważnymi nowinami. Prezenter przy okazji zdradził płeć…
Wokół Ivana Komarenko w ostatnich latach narasta coraz więcej kontrowersji. Muzyk najpierw sprzeciwiał się szczepieniom…
Podobnie jak żona nie doczekał ukarania winnych śmierci ich syna Piotra, najmłodszej ofiary stanu wojennego…
Leave a Comment