W budynku Trybunału Konstytucyjnego ważą się losy jednego z podstawowych praw każdego z nas: dostępu do informacji publicznej. Jeżeli sędziowie przychylą się do wniosku Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego – która chce znacznego ograniczenia tego prawa – to o władzy na każdym szczeblu, urzędnikach, spółkach skarbu państwa i instytucjach publicznych – będziemy wiedzieli tyle, ile one same będą sobie życzyły. Z obywateli, którzy mają prawo wiedzieć, staniemy się poddanymi, skazanymi na okruchy informacji, które skapną z pańskiego stołu władzy.
Możliwość tropienia afer, przekrętów, nadużyć, skoków na kasę, chciwości i nieuczciwości stanie się jeszcze trudniejsza. Mimo że już teraz ministerstwa i instytucje publiczne robią wszystko, by nie udzielać informacji o swojej działalności, to jeśli wniosek Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego zostanie uwzględniony, będą to robiły w majestacie prawa. W Wirtualnej Polsce tłumaczymy, jakie konsekwencje dla każdego z nas może mieć wyrok Trybunału Konstytucyjnego z udziałem byłej posłanki Prawa i Sprawiedliwości. Krystyna Pawłowicz, która jeszcze jako polityk sprzeciwiała się dostępowi do informacji publicznej, ma występować w roli bezstronnego sędziego Trybunału Konstytucyjnego.
Jaki problem z dostępem do informacji publicznej ma Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego?
Profesor Małgorzata Manowska w swoim wniosku do Trybunału Konstytucyjnego z 16 lutego 2021 r. domaga się uznania, że część przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej jest niezgodnych z konstytucją. Według niej pojęcia takie jak „władze publiczne”, „inne podmioty wykonujące zadania publiczne”, „osoby pełniące funkcje publiczne” są zbyt ogólne – przez co obywatele mogą pytać o publiczną działalność zbyt dużej grupy osób. W swoim wniosku prof. Manowska przekonuje, że „samo wykonywanie władzy publicznej nie jest wystarczające dla obowiązku udostępnienia informacji publicznej”.
Prawniczka uważa również, że obowiązująca od ponad 20 lat ustawa stawia wyżej w hierarchii prawo do informacji publicznej niż prawo do prywatności oraz ochrony danych osobowych. Dodaje, że „zbędne z punktu widzenia demokratycznego państwa prawnego jest wkraczanie w autonomię informacyjną osób funkcje publiczne w zakresie dotyczącym „jakichkolwiek” związek z pełnieniem tych funkcji”. W praktyce może się okazać, że polityk, który obsadził członkami najbliższej rodziny kilka państwowych spółek, w świetle prawa będzie mógł twierdzić, że nie ma to związku z pełnioną przez niego funkcją.
Co ważne, autorka wniosku chce wyrzucenia z polskiego systemu prawnego, przepisu, który przewiduje kary za nieudostępnianie informacji publicznej. Jeśli Trybunał uwzględni również i to zastrzeżenie, osoby dotychczas odpowiedzialne za udzielanie informacji będą mogły mieć poczucie niemal całkowitej bezkarności za niewykonanie swoich obowiązków, co każdego z obywateli stawia w roli poddanego, który będzie mógł liczyć na dobrą wolę osób, które nie są zainteresowane udzielaniem odpowiedzi na pytania.
Manowska w swoim piśmie krytykuje również, że obecnie obywatele nie muszą wykazywać interesu prawnego i faktycznego, który stoi za pozyskaniem informacji. Według tego rozumowania każdy zainteresowany patrzeniem władzy na ręce, miałby się tłumaczyć, jak wykorzysta pozyskane dane. To osoby podlegające kontroli miałyby oceniać, czy istnieje interes, by obywatele wiedzieli więcej.
Rzecznik Sądu Najwyższego prof. Aleksander Stępkowski w rozmowie z dziennikarzami żalił się, że na podstawie obecnie obowiązujących przepisów Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego musiała udostępnić „listę nazwisk pracowników korzystających z miejsc parkingowych w Sądzie Najwyższym i spotkała się z wieloma pretensjami ze strony tych, których nazwiska zostały w tym trybie ujawnione” – wyjaśniał.
Czy sędzia sprawozdawca jest w tej sprawie niezależna?
Sprawą z wniosku prof. Małgorzaty Manowskiej zajmie się pięcioosobowy skład pod przewodnictwem Wojciecha Sycha. O przyszłości dostępu do informacji publicznej będzie decydował również Michał Warciński oraz również troje byłych polityków związanych z Prawem i Sprawiedliwością. To byli posłowie Krystyna Pawłowicz i Stanisław Piotrowicz oraz były członek tej partii Bartłomiej Sochański.
Krystyna Pawłowicz będzie pełniła rolę sprawozdawcy, choć można mieć poważne wątpliwości co do jej obiektywizmu w tej sprawie. Dostęp do informacji publicznej to prawo, z którego regularnie korzystają dziennikarze. Była posłanka PiS znana była z tego, że odmawiała z przedstawicielami mediów, którzy zadawali jej krytyczne pytania. W 2017 r. na sejmowym korytarzu do dziennikarza Onetu powiedziała „po wakacjach weźmiemy się za was, bo jesteście kłamczuchy” – komentując szybkie procedowanie w ustawie o Sądzie Najwyższym.
To nie jedyna wypowiedź Pawłowicz, w której odmawiała mediom korzystania z podstawowych praw wynikających z konstytucji. ” Mówienie, że mamy chronić wolność mediów jest absolutnie fałszywym podejściem, bo przede wszystkim podważa się bezpieczeństwo państwa polskiego poprzez podjudzanie Polaków na swoje demokratycznie wybrane władze” – stwierdziła w marcu 2017 r. w radiu Wnet.
To jednak nie jedyna wątpliwość. Krystyna Pawłowicz już w roli sędzia Trybunału Konstytucyjnego wprost sprzeciwiła się udostępnianiu informacji publicznej na temat działalności fundacji Lex Veritatis ojca Tadeusza Rydzyka. „NIE ŻYCZĘ sobie udostępniania informacji na ten temat lewackiej antychrześcijańskiej sieci WATCHDOG Polska nękającej sądownie tę katolicką Fundację” – napisała w mediach społecznościowych o sprawie, którą wyjaśniamy poniżej. To podstawowy argument za wyłączeniem Pawłowicz ze składu orzekającego, bo przecież już przed wyrokiem, wiemy, jakie jest jej stanowisko w sprawie udostępniania informacji publicznej nielubianej fundacji, która stoi na straży tego, by obywatele wiedzieli, co robi władza.
Co wspólnego ze sprawą może mieć o. Tadeusz Rydzyk?
Przywołany powyżej wpis Krystyny Pawłowicz odnosi się do procesu karnego zarządu Lux Veritatis. To fundacja założona i kierowana przez o. Tadeusza Rydzyka, nadawcę telewizji Trwam oraz jednostki, która pomaga redemptoryście w prowadzeniu licznych biznesów. Wpis na Twitterze Pawłowicz został opublikowany w kwietniu, czyli jeszcze zanim sprawa dotycząca jawności życia publicznego zawisła przed Trybunałem. W czasie, kiedy media przypomniały jej słowa, wpis został usunięty.
Podstawą złożenia wniosku przez Watchdog Polska było nieudostępnianie informacji na temat rządowych dotacji. Orzeczenie Trybunału po myśli Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego może być więc prezentem dla Tadeusza Rydzyka. Jak informowała „Gazeta Wyborcza” 7 grudnia miała się odbyć ostatnia rozprawa w sprawie fundacji ojca Rydzyka, jednak rozprawa została odroczona z powodu nieobecności jednego z oskarżonych ze względu na jego zły stan zdrowia. Prawdopodobny kolejny termin rozprawy to druga połowa stycznia 2022 r.
Jakie konsekwencje grożą wszystkim obywatelom?
Przed groźnymi skutkami orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego – który w ostatnich latach spełnia niemal wszystkie oczekiwania wnioskodawców związanych z władzą – w specjalnie wydanym oświadczeniu ostrzega 17 redakcji. Media, których zadaniem jest zadawanie pytań w imieniu wszystkich obywateli, nie mają żadnych wątpliwości, że to zamach na demokratyczne państwo prawa.
„Jeśli TK zgodzi się ze skargą Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Manowskiej, wybije ustawie zęby, a obywatelom odbierze gwarantowane przez art. 61 Konstytucji RP prawo do wiedzy o działaniach władzy.
Bezkarnie ignorować pytania obywateli/lek, aktywistów/ek i dziennikarzy/rek będzie mógł nie tylko o. Tadeusz Rydzyk, ale też politycy i urzędnicy na wszystkich szczeblach administracji. W szczególności media stracą narzędzie kontrolowania władzy i rozliczania jej z błędów, co stanowi jedno z naszych najważniejszych zadań.
Bez ustawy o dostępie do informacji publicznej nie dowiedzielibyśmy się o milionowych dotacjach dla o. Rydzyka, reprywatyzowanych w Warszawie kamienicach, listach poparcia dla neoKRS czy podejrzanym zakupie respiratorów” – czytamy w oświadczeniu.
Przed konsekwencjami ostrzega też sieć obywatelska Watchdog Polska. ” Artykuł 23 ustawy o dostępie do informacji publicznej nie jest jednak jedynym przepisem, którego konstytucyjność może zostać zakwestionowana. Inne przepisy, dotyczą tego, czy obywatele mogą poznać finansowanie nowych tworów tworzonych przez władzę. Najwięcej skandali otacza Polską Fundację Narodową, która jest sowicie opłacana przez spółki skarbu państwa. I to właśnie ona może niedługo nie podlegać jawności, gdyż nie jest finansowana wprost z budżetu. A zdaniem Małgorzaty Manowskiej ustawa niesłusznie poszerza rozumienie podmiotów, które powinny jawnie działać” – podkreślono.
Źródło: wp.pl
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) wprowadziło nowe regulacje, które nakładają obowiązek montażu autonomicznych czujek…
Tragiczne wieści po zatruciu chlorem ośmiorga dzieci na basenie w Ustce. Eska informuje, że kolejny…
Miłosne perypetie Jarusia z “Chłopaków do wzięcia” są bardzo przewrotne. Uczestnik kultowego programu najpierw długo…
Krzysztof Ibisz postanowił podzielić się z fanami kilkoma ważnymi nowinami. Prezenter przy okazji zdradził płeć…
Wokół Ivana Komarenko w ostatnich latach narasta coraz więcej kontrowersji. Muzyk najpierw sprzeciwiał się szczepieniom…
Podobnie jak żona nie doczekał ukarania winnych śmierci ich syna Piotra, najmłodszej ofiary stanu wojennego…
Leave a Comment