Po szokującej dla całego świata inwazji Rosji na Ukrainę NATO musi powrócić do swojej pierwotnej misji. W krótkiej perspektywie czasowej powinno rozbudować frontowe grupy bojowe w krajach bałtyckich i w Polsce. W dłuższej perspektywie Sojusz musi przygotować się do walki z rosyjską agresją hybrydową.
Inwazja Rosji na Ukrainę spowodowała staranne wyważenie interesów sojuszników z NATO, którzy chcą widzieć porażkę Rosji, ale jednocześnie nie chcą bezpośrednio angażować się w wojnę. Odzwierciedla to jednakowe wyzwanie, przed którym Zachód stoi w stosunku do Ukrainy od dwóch dekad: jak wspierać suwerenną, niezależną od Rosji Ukrainę, niekoniecznie zapraszając Kijów do NATO czy UE.
Wniosek jest taki, że pod względem militarnym NATO zaoferuje Ukrainie jedynie ograniczoną pomoc. Zgodnie z artykułem 5. Traktatu Północnoatlantyckiego, sojusznicy są zobowiązani do traktowania ataku na jednego z nich jako ataku na wszystkich. Ale z drugiej strony nie mają obowiązku pomagać krajom, które nie są członkami sojuszu.
Podczas gdy krótkoterminowa rola NATO w Ukrainie może być ograniczona, jej większym zadaniem jest utrzymanie Rosji z dala od reszty Europy. Przez lata wielu uważało za oczywiste, że Putin zatrzyma się na granicach NATO, odstraszony obietnicą odpowiedzi zawartej w artykule 5. Jednak w obliczu wojowniczego podejścia i nieprzewidywalności rosyjskiego przywódcy nie jest to już takie pewne.
Szansa na „poważne konsultacje”
Choć artykuł 5. NATO nie został uruchomiony, to jednak artykuł 4. — postanowienie pozwalające państwom członkowskim na wystąpienie z wnioskiem o konsultacje, jeśli uważają, że ich „integralność terytorialna, niezależność polityczna lub bezpieczeństwo” są zagrożone — już tak. Żądanie konsultacji może brzmieć słabo, ale w rzeczywistości ma ogromną wagę polityczną i dyplomatyczną, a także może wywołać poważne kroki militarne. W zeszłym tygodniu nie mniej niż ośmiu sojuszników — Bułgaria, Czechy, Estonia, Łotwa, Litwa, Polska, Rumunia i Słowacja — wezwało do konsultacji na podstawie art. 4, ponieważ uważają, że działania Putina zagrażają również im.
Poważne obawy tych ośmiu sojuszników to kolejny dowód na to, że NATO może być zbyt rozproszone. Od zakończenia zimnej wojny NATO stało się czymś w rodzaju sojuszu „wszystkiego po trochu”, angażując się jednocześnie w kolektywną obronę w Europie, zarządzanie kryzysowe w takich miejscach jak Afganistan i Irak, jak i budowanie relacji w zakresie bezpieczeństwa na całym świecie, od Maroka po Japonię.
Teraz NATO musi powrócić do swojej pierwotnej misji. W krótkiej perspektywie czasowej powinno rozbudować frontowe grupy bojowe w krajach bałtyckich i w Polsce. W dłuższej perspektywie sojusz musi przygotować się na przyjęcie nowych członków, przygotować się do walki z rosyjską agresją hybrydową i rozszerzyć swoją stałą obecność w Europie Wschodniej.
NATO działa. Czy to wystarczy, żeby powstrzymać Putina?
Choć początkowe dni inwazji wydawały się naznaczone poważnymi niepowodzeniami Rosji i zaskakującym rozwojem wydarzeń w Ukrainie, dowody wskazują na nadchodzące brutalne zwycięstwo Rosji. Rosja utrzymuje przytłaczającą przewagę militarną, a jej dążenia do okrążenia Kijowa nie ustają.
Rosyjskie wojsko nie wykorzystało jeszcze wszystkich dostępnych sił, które znajdują się tuż za granicą Ukrainy. Najbardziej prawdopodobne jest, że Ukraina zostanie zdominowana i/lub rozczłonkowana przez Rosję i sąsiadującą z nią Białoruś, w której trwa ofensywna obecność Rosji w pobliżu terytorium NATO.
Główną odpowiedzią NATO — podjętą po powołaniu się na Artykuł 4 – było uruchomienie Sił Odpowiedzi NATO i ich głównego elementu, Połączonych Sił Zadaniowych Bardzo Wysokiej Gotowości, których część może zostać rozmieszczona w ciągu zaledwie 48 godz. Co warte podkreślenia, sojusz nigdy nie wysłał żadnej części NRF do celów obrony zbiorowej, nawet w 2014 r., gdy Rosja po raz pierwszy zaatakowała Ukrainę.
Wysłanie tych sił do najbardziej narażonych członków sojuszu w Europie Wschodniej, mimo że NATO nie ma zamiaru brać udziału w wojnie, jest potężnym, namacalnym wskaźnikiem zaangażowania NATO w obronę każdego centymetra terytorium sojuszniczego i w powstrzymanie Rosji przed rozszerzeniem konfliktu. Rozmieszczenie NRF jest czymś więcej niż tylko symbolem; to odpowiedź na autentyczne obawy, że Zachód może mieć utrudnione zadanie, jeśli chodzi o powstrzymanie Putina.
Oprócz tej zbiorowej reakcji kilka państw NATO zobowiązało się do wysłania większej liczby sił obronnych do krajów Europy Wschodniej oraz do kontynuowania lub zwiększenia pomocy wojskowej dla Ukrainy. Działania te obejmują wysłanie tysięcy dodatkowych żołnierzy amerykańskich do Europy, zarówno w celach obronnych, jak i w celu pomocy w zarządzaniu napływem ukraińskich uchodźców, dodatkowe 350 mln dol amerykańskiej pomocy w zakresie bezpieczeństwa dla Ukrainy, przełomową decyzję Niemiec o wysłaniu broni przeciwpancernej i przenośnych przeciwlotniczych zestawów rakietowych oraz szereg innych działań.
Pytanie brzmi, czy to wszystko wystarczy, aby powstrzymać Putina przed spojrzeniem poza Ukrainę w kierunku krajów bałtyckich lub innych państw Europy Wschodniej. Być może zamierza on stworzyć więcej przestrzeni buforowej wzdłuż zachodniej granicy Rosji, odzyskać utracone pozory rosyjskiej wielkości, podnieść spadające wskaźniki poparcia w kraju lub ugruntować swoje dziedzictwo. Chodzi o to, że oczywista nieprzewidywalność Putina — oraz jawne kłamstwa jego rządu w przeddzień inwazji — rodzą wątpliwości, czy dotychczasowe działania obronne i odstraszające Zachodu są wystarczające.
Aby zmniejszyć ryzyko, że Putin rozszerzy konflikt poza Ukrainę i przygotować się na nową rzeczywistość Europy po wojnie, NATO powinno zwiększyć skalę, misję i możliwości jednostek, które znalazłyby się na pierwszej linii frontu w przypadku jakiegokolwiek rosyjskiego ataku na wschodnioeuropejskie kraje należące do sojuszu. Grupy bojowe wzmocnionej wysuniętej obecności (ang. Enhanced Forward Presence, czyli EFP), znajdujące się w Estonii, Łotwie, Litwie i w Polsce, zostały utworzone w 2017 r. jako nieco spóźniona odpowiedź na pierwszą inwazję Rosji na Ukrainę.
Ponieważ 20 z 30 członków NATO dostarcza wojska do tych grup bojowych, stanowią one „mechanizm zwrotny”: jeśli Rosja dokonałaby inwazji na jedno z tych czterech państw, kilku członków sojuszu prawdopodobnie poniosłoby straty, co spowodowałoby szybszą i bardziej zjednoczoną odpowiedź NATO. W ten sposób grupy bojowe EFP pomagają odstraszać Rosję, sygnalizując zwiększoną gotowość NATO do podjęcia ryzyka — jest to podstawowa teoria leżąca u podstaw odstraszania.
Jednak nadal istnieją pewne niedociągnięcia. Każda grupa bojowa składa się z około 1200 żołnierzy, co prawdopodobnie nie wystarczy do powstrzymania rosyjskich zakusów. Jednostki EFP nie mają też stałego wkładu amerykańskiego (z wyjątkiem jednostki w Polsce, która jest dowodzona przez USA), mają trudności z wewnętrzną i wzajemną wymianą informacji, i nie są w stanie stawić czoła hybrydowym zagrożeniom rosyjskim.
Jest dość jasne, że Rosja zdaje sobie sprawę, iż poniesie koszty, jeśli zaatakuje kraj NATO — co badacze stosunków międzynarodowych nazywają „odstraszaniem przez karanie”. Mniej jasne jest to, czy Rosja postrzega obecność wojsk NATO jako wystarczająco niepokojącą, by całkowicie odrzucić pomysł inwazji — jest to „odstraszanie przez zaprzeczenie”.
Jak NATO powinno zareagować?
Aby zmienić kalkulacje Putina dotyczące potencjalnej inwazji na kraje bałtyckie lub Polskę, NATO może podjąć kilka kroków. Po pierwsze, powinno rozszerzyć każdą jednostkę EFP do wzmocnionej brygady liczącej 5 tys. żołnierzy. To radykalnie zwiększyłoby efekt odstraszania, biorąc pod uwagę, że typowa zachodnia brygada jest o wiele bardziej zdolną, samowystarczalną formacją bojową, którą nie jest po prostu grupa bojowa.
Po drugie, Stany Zjednoczone powinny wesprzeć każdą z rozszerzonych jednostek EFP co najmniej jednym batalionem. Nic nie zastąpi amerykańskich żołnierzy na miejscu w Europie, którzy są fizycznym wyrazem zaangażowania Stanów Zjednoczonych w realizację postanowień artykułu 5.
Po trzecie, Sojusz powinien szybko zapewnić każdej jednostce EFP (oraz czterem narodom, które je goszczą) wspólny zaawansowany, bezpieczny sprzęt do komunikacji głosowej i transmisji danych oraz narzędzia sieciowe, być może dostarczone przez Stany Zjednoczone. Właśnie w tej dziedzinie — komunikacji — liczba sojuszników zaangażowanych w EFP jest piętą achillesową, a nie mocną stroną. Dwudziestu sojuszników może mieć do dyspozycji 20 różnych typów radiotelefonów i komputerów, co prowadzi do poważnych problemów z komunikacją wewnętrzną — problemu, z którym nie borykają się Rosjanie, którzy działają w dużej mierze bez sojuszników. Wspólne, gotowe rozwiązanie nie tylko umożliwi komunikację między poszczególnymi uczestnikami każdej grupy bojowej EFP, ale także pozwoli na bardziej efektywną komunikację między jednostkami EFP, dzięki czemu będą one mogły działać razem poza granicami.
Po czwarte, NATO powinno rozszerzyć misję jednostek EFP. Obecnie jednostki te są niemal całkowicie skoncentrowane na konwencjonalnych misjach wojskowych. Nie są wyposażone do prowadzenia operacji w przestrzeni informacyjnej, z wykorzystaniem wojny elektronicznej i zagłuszania sygnałów, ani w cyberprzestrzeni. Jednak kiedy odwiedziłem te jednostki w zeszłym roku, dowiedziałem się, że niemal codziennie zmagają się one z rosyjskimi atakami informacyjnymi, elektronicznymi i cybernetycznymi. Sojusz powinien upoważnić jednostki EFP do prowadzenia działań w tych dziedzinach (oczywiście tylko w zgodzie z polityką państwa gospodarza).
Oprócz natychmiastowego wzmocnienia EFP NATO musi myśleć bardziej strategicznie o tym, jak dostosować się do dramatycznych zmian w bezpieczeństwie europejskim, jakich dokonała Rosja. Biorąc pod uwagę wyzwania stawiane przez Rosję (i w mniejszym stopniu przez Chiny) oraz wymogi obrony zbiorowej, NATO prawdopodobnie nie jest w stanie zrobić wszystkiego. Będzie musiało albo ograniczyć swój apetyt i skupić się niemal wyłącznie na obronie zbiorowej, jak w czasach zimnej wojny, albo otrzymać od sojuszników większe środki na utrzymanie globalnego zestawu zadań, które podjęło od lat 90. ubiegłego wieku, w tym na zarządzanie kryzysowe i współpracę w dziedzinie bezpieczeństwa w Afryce, Azji i innych miejscach.
Ponadto NATO musi opracować bardziej zwinną politykę otwartych drzwi. W szczególności, powinno być przygotowane do przyspieszenia procesu rozpatrywania wniosku Finlandii. Obiecując ostateczne przyjęcie Ukrainy, a następnie skutecznie odkładając to członkostwo na 14 lat, NATO otworzyło Putinowi pole do działania. Finlandia, podobnie jak Ukraina, ma długą granicę lądową z Rosją, a Moskwa regularnie ostrzegała ją przed wstąpieniem do NATO. Jednak w przeciwieństwie do Ukrainy,
Finlandia dostosowała już swoją politykę obronną do NATO, ma zaawansowane siły wojskowe, które wzmocniłyby obronę NATO, i jest integralną częścią systemu odstraszania Rosji, zwłaszcza w regionie Morza Bałtyckiego i Arktyki. Jeśli Finlandia zdecyduje się na członkostwo w NATO, Sojusz nie powinien pozostawiać Helsinek na lodzie.
Sojusz musi z większą determinacją realizować swoją pierwotną misję
NATO po inwazji powinno już teraz zacząć planować rozszerzenie swojej roli w odniesieniu do rosyjskich działań hybrydowych. Choć w obecnym konflikcie w Ukrainie biorą udział przede wszystkim siły konwencjonalne, Moskwa wykorzystała także swoje rozbudowane zdolności hybrydowe, w tym próby operacji fałszywej flagi, wyniszczające cyberataki i tajne grupy sabotażowe. Zaangażowanie sojuszu obronnego, jakim jest NATO, w działania bardziej ofensywne nie będzie łatwe do zaakceptowania przez niektórych członków, ale jeśli sojusznicy chcą, by NATO nadal wzmacniało ich bezpieczeństwo, będą musieli dać mu dodatkowe możliwości.
Wreszcie, NATO powinno rozpocząć przygotowania do znacznego zwiększenia stałej obecności w Europie Wschodniej, aby zapewnić sobie możliwość łatwiejszej obrony terytorium sojuszników i powstrzymania rosyjskiej agresji.
Polska jest oczywistym pierwszym wyborem dla rozszerzonej obecności na wschodzie, biorąc pod uwagę jej kontakt z rosyjską eksklawą Kaliningradu, jej porty, infrastrukturę kolejową i wojskową oraz rozległe tereny w porównaniu z mniejszymi sojusznikami w tym samym regionie, takimi jak kraje bałtyckie.
Jednak Rumunia powinna również być gospodarzem zwiększonej stałej pozycji w NATO, zwłaszcza biorąc pod uwagę prawdopodobieństwo zwiększonego zastraszania przez Rosję na Morzu Czarnym i wokół niego w związku z jej rozszerzoną obecnością na Krymie. Spośród podmiotów wnoszących wkład w ożywienie obecności NATO, Wielka Brytania i Kanada powinny przywrócić stałe stacjonowanie sił na kontynencie. Hiszpania, Francja i Włochy, biorąc pod uwagę ich potencjał wojskowy, również powinny być głównymi uczestnikami.
Mimo że inwazja na Ukrainę jest momentem przełomowym dla bezpieczeństwa europejskiego, Sojusz powinien postrzegać ją w kontekście „powrotu do przyszłości”. NATO pokazało, że jest dobre w wielu dziedzinach, ale ostatni tydzień był sygnałem alarmowym, że Sojusz musi z większą determinacją realizować swoją pierwotną misję — trzymać Rosję z dala od swojego terytorium. Nadszedł czas, aby ponownie skoncentrować NATO na tym, do czego zostało stworzone.
Źródło: onet.pl
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) wprowadziło nowe regulacje, które nakładają obowiązek montażu autonomicznych czujek…
Tragiczne wieści po zatruciu chlorem ośmiorga dzieci na basenie w Ustce. Eska informuje, że kolejny…
Miłosne perypetie Jarusia z “Chłopaków do wzięcia” są bardzo przewrotne. Uczestnik kultowego programu najpierw długo…
Krzysztof Ibisz postanowił podzielić się z fanami kilkoma ważnymi nowinami. Prezenter przy okazji zdradził płeć…
Wokół Ivana Komarenko w ostatnich latach narasta coraz więcej kontrowersji. Muzyk najpierw sprzeciwiał się szczepieniom…
Podobnie jak żona nie doczekał ukarania winnych śmierci ich syna Piotra, najmłodszej ofiary stanu wojennego…
Leave a Comment