– Jest taka historia, która mówi, że politycy są po to, żeby się nachapać. Że wszyscy politycy to złodzieje, niezależnie od strony politycznego sporu. Patrzę jednak na polityków w Sejmie i szczerze powiedziawszy, bogatych ludzi nie widziałem. Myślę, że jest tysiąc innych metod uzyskania dużych pieniędzy niż wejście do polityki – mówi minister zdrowia Łukasz Szumowski w rozmowie z Interią. – Za słowa o mojej żonie, gdybyśmy byli w dawnych czasach, tobym panu Nitrasowi dał w pysk – dodaje.
Łukasz Szumowski /Tomasz Jastrzębowski /Reporter
Łukasz Szpyrka: Panie ministrze, głośna jest teraz sprawa pana i pańskiej rodziny. Narracje są dwie. Pierwsza: brat ministra, zupełnie niezależnie od ministra, pobierał z rządowej kasy duże pieniądze, również w środku pandemii. Druga: urzędujący minister, za pośrednictwem swojego brata kupuje w czasie pandemii od znajomego maseczki, potem okazuje się, że te maseczki nie mają żadnych certyfikatów. Która jest prawdziwa?
– Żadna z tych narracji nie jest prawdziwa. Nigdy nie doświadczyłem tak bezpardonowego ataku na moją rodzinę. To straszne tym bardziej, że zarówno w artykułach prasowych, jak i wypowiedziach polityków nie ma ani jednego faktu, który pokazywałby cokolwiek niezgodnego z prawem, co mógłbym zrobić. Duża część faktów przedstawiana jest w sposób sugerujący zdarzenia i przesłanki działań, które nie miały i nie mają miejsca. Niestety, nie mówimy tu o faktach, ale pewnej narracji do tych faktów, pewnej swobodnej interpretacji.
A jakie są fakty?
– Brat ministra, za czasów poprzedniego rządu, dostawał średnio rocznie znacznie większe pieniądze na swoje projekty niż od tego rządu. Identyczne spółki, które są na giełdzie, dostają dofinansowanie rzędu kilkuset milionów złotych. I dzieje się to cały czas. To normalne działanie w tym obszarze. Ale nikt tego nie podaje. To spółki innowacyjne, notowane na giełdzie, więc wszystko można łatwo sprawdzić. Druga rzecz – minister za pośrednictwem brata nie kupił żadnych maseczek. Brat tylko przekazał panu, który się do niego zgłosił, gdzie ma się skierować do ministerstwa. To była cała działalność mojego brata. Mało tego, w sms-ie, który został opublikowany, brat pisze o maseczkach chirurgicznych, a nie tych, które sprzedał ten pan. A jeśli, jak sugerują niektóre media, ten pan to kumpel, to ja pytam: kto kumpla podaje do prokuratury? My podaliśmy. Generalnie, gdyby rozebrać tę obecną narrację, w części mediów, na czynniki pierwsze, to tu nie ma żadnej logiki, nic się nie trzyma „kupy”.
Którą historię zapamiętają ludzie?
– Nie wiem. Jest też taka historia, która mówi, że politycy są po to, żeby się nachapać. Że wszyscy politycy to złodzieje, niezależnie od strony politycznego sporu. Patrzę jednak na polityków w Sejmie i szczerze powiedziawszy, bogatych ludzi nie widziałem. Myślę, że jest tysiąc innych metod uzyskania dużych pieniędzy niż wejście do polityki, które żadną metodą nie jest.
Jakie relacje biznesowe łączą pana z bratem?
– One zawsze były. Zniknęły w momencie, kiedy zaangażowałem się w sprawy publiczne. Wcześniej prowadziłem szereg różnych działalności – naukową, badawczą, zawodową, biznesową. W tym czasie też zarabiałem niemało. Wchodząc do rządu musiałem pozbyć się wszystkich udziałów. Jak każdy, kto staje się osobą publiczną. Cały majątek, którego jako osoba publiczna nie mogę mieć, przeniosłem na żonę. To był poniekąd dorobek mojego życia. Dzięki prężnej działalności przez cały życie jestem dziś jaki jestem i to co mam to zasługa mojej pracy.
Co znaczy „jestem jaki jestem”?
– Mam duże doświadczenie w zarządzaniu, kierowaniu zasobami ludzkimi, trochę w biznesie, bo miałem też spółkę, która prowadziła zabiegi. Z kolegami założyliśmy przychodnię. Daje to pewne zaplecze, które przydaje się również w służbie publicznej. Gdy wchodziłem do świata polityki to poinformowałem o tym wszystkim premiera Jarosława Gowina, jakie możliwe konflikty interesów zachodzą. Pozbyłem się wszystkich funkcji i udziałów, których nie mogłem mieć. Premier Gowin powiedział: „nie dotykasz NCBiR, bo tam masz potencjalny konflikt interesów, ale na innych polach działaj”. To działałem. Mój brat natomiast działa w swojej branży dłużej niż ja w polityce. Trudno, żebym mu powiedział, żeby rzucił to wszystko, co robi zresztą z sukcesem dla Polski i siebie, tylko dlatego, że ja chcę zaangażować się w życie publiczne.
Jarosław Gowin postawił panu warunek pozbycia się wszelkich funkcji i udziałów spółek?
– Tak bym tego nie ujął. Swojego życia nie zmienię. Musiałem pokazać przed objęciem funkcji, jakie potencjalne konflikty interesów mogą wystąpić. I to zrobiłem. Przecież to standard. Mało tego, na konferencjach naukowych ktoś, kto nie pokaże potencjalnego konfliktu interesów, albo uważa, że go nie ma, jest traktowany trochę podejrzliwie. Że albo nic nie robi, albo coś ukrywa.
Może pan z całą stanowczością powiedzieć, że jako wiceminister nauki nie miał wpływu na dofinansowanie firmy brata, które płynęło z NCBiR?
– Nie miałem. Gdyby było inaczej, to byłoby to działanie kryminalne.
Łukasz Szumowski /Andrzej Iwańczuk/Reporter /
Od 2008 roku ma pan rozdzielność majątkową z żoną. Po co to państwu?
– Wziąłem duży kredyt. Jeżeli biorę kredyt wart milion złotych to wolałbym, żeby nie obciążał mojej żony i dzieci, ale tylko mnie. To ja fizycznie zarabiałem operując. Przed wzięciem bardzo dużego kredytu zdecydowałem więc o rozdzielności majątkowej. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
Udziały w OncoArendi przepisał pan na żonę.
– Przekazałem je przed 2016 rokiem. To nie są bezpośrednio udziały w OncoArendi, ale w Szumowski Assets. Żona jest więc drobnym współwłaścicielem spółki OncoArendi. Szacując, może mieć ok. 3 proc. akcji.
Sławomir Nitras pana żonę nazywa słupem.
– Gdybyśmy byli w dawnych czasach, tobym panu Nitrasowi dał w pysk. Oceniam pana Nitrasa jako człowieka chamskiego i niekulturalnego. W sumie więc szkoda na niego energii i czasu.
Czy w PiS są „święte krowy”?
– Nie zauważyłem.
Przekonał się o tym choćby Marek Kuchciński. Mimo że początkowo obóz rządzący zaciekle go bronił, również prezes Jarosław Kaczyński. Pamięta pan, jak to się skończyło?
– Powiem szczerze: nie muszę być ministrem. Naprawdę mam dobry fach w ręku. Jestem jednym z dłużej urzędujących ministrów zdrowia, bo mało kto wytrwał tyle na moim stanowisku, więc niczego się nie obawiam. Z drugiej strony jako kardiolog i profesor zabiegowy zarabiałem 20-30 tys. zł miesięcznie. Miałem dobrą pracę i pacjentów, którzy mnie szanowali. Miałem czas dla siebie i rodziny. Bycie ministrem nie jest rzeczą, która jest przyjemna. W dużym stopniu jest to czas obarczony zdarzeniami nieprzyjemnymi. Być może niektórzy uważają, że niebycie w służbie państwowej jest karą. Idąc do służby państwowej wiedziałem, że finansowo stracę. Wizerunkowo pewnie też. Nie przyszedłem tu ani dla pieniędzy, ani dla sławy.
A dla czego?
– W życiu robiłem już wiele rzeczy. Gdy dostałem propozycję w 2016 roku stwierdziłem, że to jest pole, na którym mógłbym coś dobrego zrobić. Obszar nauki był dla mnie zawsze interesujący. Całe życie chciałem być fizykiem, choć zostałem medykiem. To było dla mnie ciekawe wyzwanie. Wydawało mi się, że trochę dobrych praktyk z pola medycznego mogę przenieść na polską naukę. Tym bardziej, że Jarosław Gowin szykował właśnie tzw. konstytucję dla nauki. Uczestniczyć w czymś takim to nieprawdopodobne wyzwanie intelektualne. Z drugiej strony jestem państwowcem i jeśli pojawia się taka możliwość, to trzeba swój obowiązek spełnić.
Warto było?
– Zyskałem doświadczenie, wiedzę, możliwość uczestniczenia w wielu wyjątkowych sytuacjach. Wydaje mi się, że mogłem pomóc w przełomowym momencie, jakim była i jest epidemia. Czy moja rodzina zyskała? Nie. Na pewno straciła. Nie mam czasu dla dzieci i żony, która za moje wejście do życia publicznego jest teraz obrzucana błotem. Od kilku dni moje dzieci czytają w internetowych wpisach, czego to nie ukradłem. Pod tym względem na pewno straciłem.
Ten pożar trudniej ugasić?
– Mam nadzieję, że mówiąc wprost, w pełni jawnie i uczciwie, jak wygląda moja sytuacja, normalni ludzie to zrozumieją. A inni? Trudno, nic nie mogę zrobić więcej niż być szczerym w tej sytuacji.
Na początku epidemii mówiło się, że mało pan sypia. A teraz?
– Jeszcze mniej. Nie z powodu strachu przed koronawirusem, ale dlatego, że to co obecnie się dzieje to bardzo trudna sytuacja dla mojej rodziny. Dla wszystkich – brata, żony, dzieci, rodziców, teściowej.
Prezes Kaczyński w rozmowie z PAP broni pana. Uważa, że jest pan wykorzystywany do celów politycznych. Mówi nawet, że żyje pan skromnie. To prawda?
– Określiłbym to inaczej. Nie mam wielkiego majątku. Żyję normalnie. Nikt kto mnie zna nie powie, że żyję bogato. Spędzam wakacje na wsi, zwykle w jednym miejscu. Jedyną ekstrawagancją, na jaką sobie pozwalałem, było żeglowanie. Nie robię tego jednak od dwóch lat, bo nie mam kiedy. Często jeździłem też na nartach. Mieszkam wspólnie z rodzicami w domu, a w zasadzie starej willi, która należała jeszcze do moich dziadków.
Źródło: interia.pl
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) wprowadziło nowe regulacje, które nakładają obowiązek montażu autonomicznych czujek…
Tragiczne wieści po zatruciu chlorem ośmiorga dzieci na basenie w Ustce. Eska informuje, że kolejny…
Miłosne perypetie Jarusia z “Chłopaków do wzięcia” są bardzo przewrotne. Uczestnik kultowego programu najpierw długo…
Krzysztof Ibisz postanowił podzielić się z fanami kilkoma ważnymi nowinami. Prezenter przy okazji zdradził płeć…
Wokół Ivana Komarenko w ostatnich latach narasta coraz więcej kontrowersji. Muzyk najpierw sprzeciwiał się szczepieniom…
Podobnie jak żona nie doczekał ukarania winnych śmierci ich syna Piotra, najmłodszej ofiary stanu wojennego…
Leave a Comment