Prezes PiS próbuje utrzymać w ryzach kruchą większość, więc musi płacić stanowiskami. Dlatego już niedługo zostanie reaktywowane Ministerstwo Sportu, by nagrodzić ludzi Adama Bielana za wyrzucenie z rządu Jarosława Gowina. Ale posad domaga się coraz więcej politycznych grupek.
Wykonawcy mokrej roboty
W pełzającej rekonstrukcji rządu uderzające jest jedno – wygląda tak, jakby najmniej do powiedzenia miał w niej premier Mateusz Morawiecki, czyli człowiek, który będzie formalnym zwierzchnikiem nowych ministrów.
To nie szef rządu, tylko Kancelaria Prezydenta oficjalnie poinformowała w zeszłym tygodniu, że kandydatem na ministra sportu jest Kamil Bortniczuk. Urząd głowy państwa opublikował wtedy zdjęcia ze spotkania byłego posła Porozumienia (a dziś Partii Republikańskiej) z Andrzejem Dudą.
To wreszcie szef Republikanów Adam Bielan, a nie Morawiecki, potwierdził wczoraj w Radiu Zet, że Bortniczuk obejmie sportową tekę, a swoje stanowiska zachowają jeszcze dwaj inni bielaniści, czyli Michał Cieślak w KPRM i Jacek Żalek w Ministerstwie Finansów, Funduszy i Polityki Regionalnej.
W takim układzie ludziom Bielana przypadłyby więc dwa stanowiska ministrów konstytucyjnych. To byłby znak, że Jarosław Kaczyński chce tę grupkę szczególnie dopieścić.
Trudno się temu dziwić. W końcu to oni wykonali mokrą robotę, czyli wypchnięcie z rządu Jarosława Gowina. Wspomniany Kamil Bortniczuk był jednym z pierwszych, którzy zdradzili szefa Porozumienia, gdy ten wiosną 2020 r. sprzeciwił się wyborom kopertowym.
To wtedy Adam Bielan postanowił dokonać politycznego zabójstwa prezesa własnej partii. Bo przez kilka lat europoseł formalnie funkcjonował jako członek ugrupowania Gowina.
Faktycznie jednak był człowiekiem do zadań specjalnych samego Jarosława Kaczyńskiego. To nie zmieniło się do dziś, a jedynym pomysłem na życie powołanej przez Bielana Partii Republikańskiej jest orbitowanie wokół PiS.
Prezes Kaczyński musi jednak spłacić dług, bo to głównie dzięki bielanistom udało mu się utrzymać sejmową większość. I właśnie dlatego chce wydać pieniądze na reaktywację zlikwidowanego zaledwie rok temu ze względu na oszczędności Ministerstwa Sportu. Ku niezadowoleniu zresztą wicepremiera i szefa resortu kultury Piotra Glińskiego, który przez ten czas zarządzał działką sportową.
– Te środki na zmiany nie będą duże, bo gmach ministerstwa i wszyscy urzędnicy, którzy tam pracują, to się nie zmieniło po włączeniu do Ministerstwa Kultury. Tak naprawdę sport był oddzielnym działem administracji publicznej i będzie oddzielnym resortem – przekonuje Adam Bielan.
„Pentagon” bez ministerstwa
Szef PiS nie jest na razie równie szczodry wobec innego dawnego wychowanka Jarosława Gowina, czyli Marcina Ociepy. Wiceminister obrony (złośliwi nadali mu ksywkę „Pentagon” od gmachu amerykańskiego Departamentu Obrony) pożegnał się z Porozumieniem dopiero wtedy, gdy Gowin został wyrzucony z rządu.
Sam też podał się do dymisji, ale premier jej nie przyjął. Ociepa ma jednak ambicje większe niż bycie zastępcą szefa MON Mariusza Błaszczaka.
Wymyślił więc, że zostanie Ministrem Rozwoju, czyli chciał de facto przejąć fotel po swoim byłym szefie Jarosławie Gowinie. Aby wzmocnić swoją pozycję negocjacyjną, stworzył zespół parlamentarny „Polska OdNowa”, w którym zebrał resztę dawnych gowinowców, którzy opuścili swojego patrona, ale nie chcieli iść do Bielana.
Ociepa ściągnął też do siebie m.in. Zbigniewa Girzyńskiego, który niedawno trzasnął drzwiami i opuścił klub PiS. Dziś popiera obóz władzy w kluczowych głosowaniach.
Jarosław Kaczyński nie chce jednak spełnić marzenia Marcina Ociepy. Problemem jest to, że w jego grupie jest już aż czterech wiceministrów: Grzegorz Piechowiak, Andrzej Gut-Mostowy, Wojciech Murdzek i sam Ociepa.
Poza tym chrapkę na obsadzenie resortu rozwoju kimś zaufanym miał sam Mateusz Morawiecki. Nie udało mu się to, więc przesunął tam z Ministerstwa Aktywów Państwowych swojego człowieka Artura Sobonia, który został wiceministrem rozwoju. Jak słyszymy, premier chciał wzmocnić się w tym ministerstwie, zanim przyjdzie tam nowy człowiek.
A może nim być Piotr Nowak, były wiceminister finansów, który dziś robi karierę w Międzynarodowym Funduszu Walutowym w Waszyngtonie. Przez niektórych jest uznawany za człowieka wicepremiera Jacka Sasina.
Tak czy inaczej, dla Marcina Ociepy miejsca tam ma nie być. Podobno dołki pod nim kopali również Republikanie. A konkretnie Kamil Bortniczuk. Obaj zresztą pochodzą z opolszczyzny i świetnie się znają. Sam Ociepa zaprzecza, by między nimi istniał otwarty spór.
– Jednym z mitów jest konflikt między mną a Kamilem Bortniczukiem. Znamy się bardzo długo i współpracowaliśmy. Teraz jesteśmy w dwóch osobnych projektach politycznych, ale osobiście zachowujemy bardzo dobre relacje. Nasze rodziny się znają i naprawdę ten spór jest wyolbrzymiany – mówił niedawno w Onet Opinie.
Od razu jednak dodał: – Naszą pozycję negocjacyjną charakteryzuje to, że się nie wtrącamy w negocjacje PiS z Partią Republikańską czy Solidarną Polską i liczymy na wzajemność – stwierdził.
Nasi rozmówcy z obozu władzy przekonują jednak, że Bortniczuk i Ociepa od dawna ze sobą nie rozmawiają. Ociepa przyłożył rękę do wyrzucenia tego pierwszego z Porozumienia wiosną tego roku. A ten mu tego nie zapomniał.
„Chłopaki imprezują”
Zresztą dziś przyszły minister sportu ma już nowych kolegów. Wśród nich jest Łukasz Mejza, formalnie poseł niezrzeszony. Do Sejmu wszedł wiosną w miejsce zmarłej Jolanty Fedak z PSL. Na liście ludowców Mejza znalazł się jako człowiek prezydenta Zielonej Góry Janusza Kubickiego, z którym partia Władysława Kosiniaka-Kamysza zawarła sojusz.
Trzydziestolatek nie zamierzał jednak grzać opozycyjnych ław i stanął po stronie władzy. Jego łącznikiem miał być właśnie Kamil Bortniczuk. – Chłopaki po prostu razem imprezują – słyszymy w PiS.
Łukasz Mejza w ciągu kilku miesięcy w Sejmie zasłynął tym, że został ukarany naganą za brak złożenia wymaganego oświadczenia majątkowego. Sytuacja zmieniła się dopiero po tekstach „Gazety Wyborczej”. Zaledwie dwa razy wystąpił do tej pory z mównicy.
Do niedawna nie złożył też ani jednej poselskiej interpelacji. To zmieniło się… w ciągu jednego dnia, co jako pierwsi opisaliśmy dziś w Onecie. Na jego sejmowej stronie nagle pojawiło się prawie 40 interpelacji. Wszystkie mają tę samą datę wpływu: 8 października.
Może to mieć związek z zainteresowaniem mediów posłem Mejzą. Portal interia.pl napisał kilka dni temu, że ma on szansę na fotel wiceministra sportu. Parlamentarzysta pojawił się wczoraj na spotkaniu posłów Partii Republikańskiej z prezydentem Dudą, choć formalnie jest niezrzeszony.
Może też już niedługo zostać oficjalnie członkiem klubu parlamentarnego PiS razem ze Zbigniewem Ajchlerem, który w Sejmie zastąpił posła KO Killiona Munyamę. Tak jak Mejza najczęściej głosuje z PiS-em.
W klubie PiS znajdzie się Monika Pawłowska, była posłanka Jarosława Gowina, która jeszcze wiosną należała do… Lewicy. Dziś jednak woli trzymać z Prawem i Sprawiedliwością. Kilka tygodni temu pisaliśmy w Onecie, że posłanka chciałaby mieć wpływ na obsadę stanowisk przy rządowym programie Społeczna Inicjatywa Mieszkaniowa.
Zapewne kluczowa dla niej, parlamentarzystki z Chełma, będzie jednak gwarancja biorącego miejsca na liście w kolejnych wyborach. A im bliżej 2023 r., tym ta waluta będzie cenniejsza. Startu z list PiS nie wyklucza też Paweł Kukiz.
Tak właśnie Jarosław Kaczyński próbuje trzymać w ryzach kruchą większość.
Źródło: onet.pl
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) wprowadziło nowe regulacje, które nakładają obowiązek montażu autonomicznych czujek…
Tragiczne wieści po zatruciu chlorem ośmiorga dzieci na basenie w Ustce. Eska informuje, że kolejny…
Miłosne perypetie Jarusia z “Chłopaków do wzięcia” są bardzo przewrotne. Uczestnik kultowego programu najpierw długo…
Krzysztof Ibisz postanowił podzielić się z fanami kilkoma ważnymi nowinami. Prezenter przy okazji zdradził płeć…
Wokół Ivana Komarenko w ostatnich latach narasta coraz więcej kontrowersji. Muzyk najpierw sprzeciwiał się szczepieniom…
Podobnie jak żona nie doczekał ukarania winnych śmierci ich syna Piotra, najmłodszej ofiary stanu wojennego…
Leave a Comment