Dziecko, dwuletnia dziewczynka, jest zakażona koronawirusem. Zanim jednak jej rodzina otrzymała ten wynik, musiała przejść naprawdę trudne tygodnie. Mama dziecka opisała w poście na Facebooku ze wszystkimi szczegółami, jak traktowano jej rodzinę, która znajdowała się na kwarantannie. Mąż kobiety jest górnikiem i wraz z rodziną znaleźli się na kwarantannie. Właśnie przez to spotkało ich wiele problemów, zanim dowiedzieli się, że córka choruje na COVID-19.
Kobieta i jej rodzina pochodzą z Rybnika. W pierwszym zamyśle mieli zakończyć kwarantannę 19 maja. Niestety plany się pokrzyżowały. Ich córeczka dostała wysokiej gorączki, wysypki i rozwolnienia. Rodzice myśleli, że to zwykła trzydniówka, tymczasem dziecko było zarażone koronawirusem. Minęło mnóstwo czasu, zanim rodzinie udzielono pomocy. Jak cytuje se.pl, kobieta w poście napisała: Ludzie na kwarantannie są jak kukułcze jaja, nikt ich nie chce, bo mogą zarażać.
Dziecko zarażone koronawirusem czekało na pomoc ponad tydzień
Post kobiety umieszczony na Facebooku jest zatrważający. Rodzina mieszka w Rybniku. Ojciec rodziny pracuje w Kopalni. Kiedy okazało się, że jeden z jego kolegów jest nosicielem koronawirusa, wszystkich pracowników wysłano na dwa tygodnie kwarantanny.
W tym czasie córka mężczyzny zaczęła gorączkować. Dwulatka nie czuła się dobrze, dlatego rodzice zadzwonili po pomoc. Gdy mała miała 40 stopni gorączki, polecono wykąpać dziecko w chłodnej wodzie. Nikt nie chciał przyjechać, by jej pomóc.
Zgubione wymazy
Gdy rodzina dzwoniła do szpitali w Raciborzu i Tychach, lekarze podobno telefonicznie radzili usunąć wysypkę kąpielą w krochmalu, obniżać gorączkę domowymi sposobami. Po jakimś czasie został wysłany wymazobus, który w końcu pobrał wydzielinę do testów. Jak się okazało, próbki zostały zgubione i należało pobrać nowe. Mijały kolejne dni, a dziewczynka wciąż gorączkowała.
W tym czasie dziecko zdecydowanie wymagało pomocy, której nikt nie chciał udzielić, bo nie wiadomo było, czy rodzina nie jest zakażona.
– Kontakt z sanepidem jak wyżej, bez zmian – człowiek zadaje sobie pytanie, po co oni są – pisze kobieta.
Na szczęście jedna z lekarek ze szpitala w Raciborzu zadzwoniła do sanepidu i przyspieszyła telefon z wynikami dla rodziny. Okazało się, że dwulatka ma wynik pozytywny, a jej mama negatywny. Dopiero wówczas dziewczynka trafiła do szpitala i udzielono jej pomocy.
Źródło: lelum.pl
Groza na Podhalu! W jednej sekundzie rozszalał się żywioł. Wir powietrza zdemolował szopę i zaatakował…
Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej wydał ostrzeżenia pierwszego i drugiego stopnia przed burzami na obszarze…
Iran w nocy z soboty na niedzielę przeprowadził atak odwetowy na Izrael. Choć zdecydowana większość…
Trwało nabożeństwo. Biskup wygłaszał kazanie, gdy podszedł do niego mężczyzna i nagle rzucił się na…
Wszystko wskazuje na to, że waloryzacja w przyszłym roku nie będzie już dwucyfrowa. Jak wynika…
W Jagatowie 43-letni mężczyzna miał zaatakować nożem 40-letnią żonę i uciec z miejsca zdarzenia -…
Leave a Comment