Świat

Wiktoria opowiada o koszmarze rosyjskiej niewoli. Teraz w końcu przytuli córeczkę

Przez kilka miesięcy była więziona przez Rosjan. Dopiero teraz ma szansę przytulić córeczkę i opowiedzieć swoją historię. — Było strasznie. Spaliśmy na podłodze, w kaszy były kamienie, wodę dawali nie pitną, a zaczerpniętą ze stawu. A czasem nie dawali żadnej — mówi Wiktoria w rozmowie z Onetem. Oprócz relacji z rosyjskiej niewoli opowiada również, jak ratowała uwięzionych w Azowstalu, jak wyglądał dzień zamachu w Ołeniwce oraz jak przebiega proces wymiany jeńców.

  • Wiktoria jako sanitariuszka pomagała rannym obrońcom Azowstalu. Żyła w podziemiach zakładów razem z maleńką Alisą
  • Gdy dostała się do niewoli, przeszła piekło. Na szczęście udało jej się odesłać córeczkę do rodziny w Ukrainie, by Rosjanie nie wykorzystali dziecka w wymuszeniu na niej zeznań
  • — Okien nie dało się otwierać, nie wypuszczano nas na spacery, w jedzeniu były karaluchy. A ty głodna. Więc wyciągasz po prostu karalucha i jesz dalej — opowiada o donieckim areszcie śledczym
  • Wiktoria do ostatniej chwili nie wierzyła, że dojdzie do wymiany jeńców. — Dopiero kiedy przeszłyśmy przez most, dotarło do nas, że to prawda, dla nas ten koszmar się skończył — mówi w rozmowie z Onetem

Wiosną nagranie z 4-letnią Alisą, która razem z mamą żyła w bunkrze Azowstalu pod ciągłym ostrzałem, obiegło świat. Podczas ewakuacji rodzina została rozdzielona. Mama — wojskowa medyczka Wiktoria Obidina — trafiła do niewoli. Maleńką Alisę na tereny kontrolowane przez rząd w Kijowie wywiozła przypadkowa dziewczyna. Rozmowę z nią opublikowaliśmy w Onecie.

W październiku doszło do długo oczekiwanej wymiany jeńców, jaka doprowadziła do uwolnienia 108 kobiet. Wśród nich była również Wiktoria, która w końcu będzie mogła ponownie zobaczyć swoją córeczkę.

Gdzie pani teraz przebywa?

Przechodzę rehabilitację w mieście Dniepr.

Długo będzie trwać rehabilitacja?

Każdy potrzebuje innego czasu. Jeden mniej, inny więcej. Myślę, że u mnie rehabilitacja potrwa ok. miesiąca. Udzielono nam pierwszej pomocy, teraz konsultujemy się z lekarzami, robimy badania. Wydają nam też nowe dokumenty, bo w niewoli niczego nam nie zwrócono. Tam zostały nasze paszporty. Nawet wracaliśmy w cudzych ubraniach. Jak tylko skończę rehabilitację i otrzymam dokumenty, wyjadę do Polski, gdzie przebywa obecnie z moimi rodzicami moja córeczka.

Codziennie rozmawia pani z Alisą?

Oczywiście. Często robimy też wideorozmowy. Tyle straciłyśmy czasu. Długo się nie widziałyśmy i bardzo tęsknimy. Alisa codziennie pyta, kiedy w końcu przyjadę.

Proszę opowiedzieć, jak pani trafiła do Azowstalu.

Pracowałam jako felczerka w szpitalu wojskowym. 10 marca, z rozkazu dowódcy, pojechałam do Azowstalu pomagać rannym. Na początku nie było ich wielu, ale potem przybywało coraz więcej i więcej. W naszym bunkrze było ok. 300 rannych chłopców. Do moich obowiązków należało robienie opatrunków, zastrzyków z antybiotykami i środkami przeciwbólowymi, rozdawanie tabletek.

Gdzie wówczas znajdowała się Alisa?

Została w domu z krewnymi i nianią. Ale nie było zasięgu, nie miałyśmy kontaktu, bardzo się o nią martwiłam. Nasze mieszkanie znajduje się w odległości jednego przystanku od Azowstalu, ciągle trwał ostrzał. W końcu 20 marca postanowiłam wziąć Alisę do siebie. Po prostu podeszłam do przypadkowego chłopca i powiedziałam: „Muszę iść po córkę. Proszę, pomóż”. A on odpowiedział: „ubieraj się”. Trwał straszny ostrzał. Nikt nie wychodził z kombinatu. Ubrałam kamizelkę kuloodporną i kask i pojechaliśmy po Alisę. Niestety, tego chłopca nie ma już wśród żywych. Zabił go snajper.

Alisa miała wtedy 4 lata. Jak podchodziła do życia w bunkrze?

Jest bardzo dojrzała i odważna. Rozumiała, że nie może mnie zatrzymywać, bo cały czas przywozili rannych, a dla nich liczyła się każda minuta, każda sekunda. Do każdego trzeba podejść, udzielić pierwszej pomocy. Alisa pytała, jak ona może pomóc. Więc polecałam jej roznosić tabletki. Pani się śmieje, a to była duża pomoc. Jej udawało się bardzo szybko obiec wszystkich chłopców. Rannych było bardzo wielu. Zwozili ich z całego Mariupola, bo Azowstal został jednym z ostatnich miejsc, gdzie trzymano obronę. Wielu żołnierzy w bardzo ciężkim stanie, u wielu trzeba było przeprowadzać pilne operacje. Czasem, gdy miałam chwilę wolnego czasu, czytałyśmy z Alisą, uczyłam ją pisać.

Gdzie przeprowadzaliście operacje?

Salę operacyjną urządzono wprost w bunkrze. Ale, rozumie pani, to bunkier w fabryce. Nie dało się ochronić od pyłu, kurzu. Trudno było to nazwać normalnymi warunkami.

Pracowało tam 25 medyków z naszego szpitala. Często całą dobę, bez przerw. Nieraz trzeba było się zastanawiać, jak obejść się bez podstawowych rzeczy. Na przykład, podczas wyjątkowo ciężkiego ostrzału zasypało nam wszystkie bandaże. Ale mieliśmy czyste prześcieradła, więc je rwaliśmy i nimi opatrywaliśmy rany.

Czy mieliście w bunkrze wystarczającą ilość wody, jedzenia, leków?

Pod koniec kwietnia zbombardowali nam kuchnię, wtedy zaczęły się gorsze czasy. Ale ogólnie pożywienia wystarczało. Jedliśmy dwa razy dziennie. Nie powiem, że było dużo, ale z głodu nie umieraliśmy.

Jak wyjechała pani z Azowstalu?

5 marca Czerwony Krzyż zorganizował zielony korytarz i wywoził cywilów. Ja jako jedyna w bunkrze byłam z dzieckiem i mnie z Alisą również spróbowali wywieźć. Wsadzili nas do autobusu i wywieźli do punktu filtracyjnego. Ale okupanci dowiedzieli się, że jestem sanitariuszką. Powiedzieli mi, że nie przeszłam filtracji i zabierają mnie do niewoli, a Alisę do domu dziecka.

Czerwony Krzyż umożliwił mi zatelefonowanie do mamy. Zapytałam, co robić. Powiedziała, żebym jakimkolwiek sposobem wysłała Alisę do Zaporoża, a tam odbiorą ją krewni. Obóz filtracyjny to miasteczko namiotowe, gdzie przebywałyśmy 2 dni. Poznałam tam dziewczynę, która obiecała mi pomóc wywieźć Alisę.

7 kwietnia z obozu wyjeżdżał autobus do Zaporoża. Miałam tylko odprowadzić Alisę. Ale było tam tak wiele osób, że postanowiłam spróbować i wsiadłam do pojazdu. Bardzo szybko autobus został zatrzymany. Rosjanie szukali właśnie mnie, mieli nawet moje zdjęcie. I tak moja córka odjechała, a ja zostałam.

Dokąd panią przewieźli?

Najpierw przewieziono mnie do miejscowego rejonowego oddziału służby wykonawczej. Tam mnie bili, próbowali wyciągnąć informacje. Jako jedna z pierwszych opuściłam bunkier, więc interesowało ich wszystko: ile nas jest, jakie mamy zapasy, ile możemy wytrzymać, ilu jest rannych. Kiedy zrozumieli, że bicie nie działa i ja niczego nie mówię, wsadzili mnie do celi. A dziewięciu przewieźli do Doniecka, gdzie również biciem usiłowali wydobyć informacje. Potem zmusili do nagrania wywiadu. Nie dało się odmówić, rozumiałam, że w takim wypadku będą dalej bić.

Rosjanie kazali mi pofarbować włosy, uczesać, żebym wyglądała, jakby wszystko było w porządku. Na nagraniu proszę, by oddano mi dziecko. Ale miałam nadzieję, że wszyscy będą wiedzieć, że zrobiłam to pod przymusem. Alisy w żadnym wypadku nie należało do mnie wysyłać, bo wówczas mogliby mnie torturować, wykorzystując dziecko. Nie byłam pewna, czy wytrzymałabym coś takiego.

Po tym nagraniu pozwolili mi zadzwonić do mamy. Na wszelkie sposoby starałam się dać jej do zrozumienia, że nie trzeba wysyłać do mnie Alisy i ona powinna pozostać na terytorium kontrolowanym przez Ukrainę.

Potem przewieziono mnie do donieckiego aresztu śledczego. Tam były bardzo ciężkie warunki. Okien nie dało się otwierać, nie wypuszczano nas na spacery, w jedzeniu były karaluchy. A ty głodna. Więc wyciągasz po prostu karalucha i jesz dalej.

1 lipca przewieźli mnie do Ołeniwki. Tam umieścili mnie w dwuosobowej celi, w której żyło 11 dziewczyn. Potem zabrali do sześcioosobowej celi, gdzie było nas 24 osoby. Było strasznie. Spaliśmy na podłodze i po dwie osoby na łóżku. Żeby pójść do toalety, trzeba było przekroczyć przez wszystkich. Jedzenie było okropne: bez soli, w kaszy były kamienie, wodę dawali nie pitną, a zaczerpniętą ze stawu. A czasem nie dawali żadnej.

Kiedy w lipcu zaczęła kwitnąć, piliśmy wodę z błotem. Kiedyś nawet pływały w niej małe rybki. Wtedy żartowaliśmy, że mamy zwierzątka domowe. Codziennie o 6 rano grali hymn Rosji. Zamiast okien mieliśmy metalowe osłony, w których wywiercono dziury. Tlenu nie wystarczało. A na spacery wyprowadzano nas raz na tydzień, na 20 min.

Kto siedział z panią w celi?

Różne dziewczyny. Niektóre z pułku Azow, inne z piechoty morskiej.

A jaki był do was stosunek rosyjskich żołnierzy?

Do dziewczyn nie był najgorszy, chociażby nas nie bili, bardziej znęcali się moralnie. Chłopcy za to bardzo cierpieli. Cały czas słyszałyśmy, jak ich katują.

Proszę opowiedzieć o dniu ataku w Ołeniwce, kiedy okupanci wysadzili jeden z baraków i zginęło wielu obrońców Azowstalu.

Usłyszałyśmy wybuchy. Nic nie mogłyśmy zrobić, nie było się nawet jak schować. Po prostu siedziałyśmy i czekałyśmy. Było zamieszanie, słyszałyśmy, jak jeżdżą karetki pogotowia. Nic nie rozumiałyśmy. W ogóle żyłyśmy w informacyjnej próżni. Ciągle nam mówili, że nie dojdzie do żadnej wymiany jeńców, że wszyscy o nas zapomnieli, że nikomu nie jesteśmy potrzebne. Wiedziałyśmy, że to nieprawda, że czekają na nas w domach.

Czy w czasie, gdy była pani w niewoli, była możliwość zatelefonowania do domu?

Cały czas o to prosiłam. Przecież nie wiedziałam, czy Alisa dojechała do Zaporoża, czy ją zabrali. Bardzo się martwiłam. 3 października Alisa miała urodziny. Następnego dnia pozwolili mi zadzwonić do mamy. To była bardzo krótka rozmowa. Zdążyłam powiedzieć tylko córce: „Wszystkiego najlepszego, bardzo cię kocham i tęsknię”. A mamie zdążyłam powiedzieć, że jestem w Ołeniwce.

Jak rozpoczął się proces wymiany jeńców?

14 października zawiązali nam oczy, skrępowali ręce i długo gdzieś wieźli. Potem wyprowadzili nas z samochodu. Nie można było otworzyć oczu. Mówili, gdzie mamy iść. I ciągle wskazywali niewłaściwy kierunek. Na przykład kazali ci skręcić w prawo, robisz to i zderzasz się ze ścianą.

Zrobili nam testy DNA i zobaczyliśmy, że na kopercie jest napisane miasto Taganrog (miasto w obwodzie rostowskim w Rosji — red.). I tak dowiedzieliśmy się, gdzie jesteśmy. Tam zmuszali nas do nauki i śpiewania hymnu Rosji. Były przesłuchania. Ale nie bili. Trochę lepiej nas tam karmili: dawali nawet herbatę, po raz pierwszy od dłuższego czasu jedliśmy kaszę gryczaną.

Proszę opowiedzieć o dniu wymiany.

Po trzech dniach, 17 października obudzili nas o 5 rano i kazali wychodzić. Wiedziałyśmy, że Taganrog to punkt przesiadkowy, myślałyśmy, że przewożą nas do innej kolonii. Do ostatniej chwili nie wiedziałyśmy, że to wymiana. Zawiązali nam oczy, ręce i wsadzili do samochodu. Potem przesiadłyśmy się do samolotu, który leciał na Krym.

Tam wsadzili nas do Urali. Wtedy mogłyśmy trochę podejrzeć drogę i zorientowałyśmy się, że wiozą nas w kierunku Zaporoża. Wiedziałyśmy, że ostatnia wymiana jeńców miała miejsce w Zaporożu, ale do końca nie wierzyłyśmy, że wracamy do domu. Nawet kiedy wjechałyśmy do Wasyliwki i zobaczyłyśmy ukraińskie autobusy, nadal bałyśmy się, że w ostatnim momencie coś pójdzie nie tak.

Dopiero kiedy przeszłyśmy przez most, dotarło do nas, że to prawda, dla nas ten koszmar się skończył, jesteśmy u siebie. Od razu dali nam telefony, zadzwoniłam do mamy i Alisi. Powiedziałam: „mamo, jestem w Ukrainie”. A ona nie mogła uwierzyć, że to wszystko się skończyło.

Źródło: onet.pl

Helena

Leave a Comment

Najnowsze posty

Obowiązkowa w każdym domu. Minister podpisał rozporządzenie

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) wprowadziło nowe regulacje, które nakładają obowiązek montażu autonomicznych czujek…

3 dni temu

Masowe zatrucie chlorem na basenie w Ustce. Kolejne dziecko trafiło do szpitala

Tragiczne wieści po zatruciu chlorem ośmiorga dzieci na basenie w Ustce. Eska informuje, że kolejny…

3 dni temu

Wszystko jest już jasne. Prawda o małżeństwie Jarusia z „Chłopaków do wzięcia” wyszła na jaw

Miłosne perypetie Jarusia z “Chłopaków do wzięcia” są bardzo przewrotne. Uczestnik kultowego programu najpierw długo…

3 dni temu

Krzysztof Ibisz zdradził płeć dziecka. Nie kryje radości. „Czekałem całe życie”

Krzysztof Ibisz postanowił podzielić się z fanami kilkoma ważnymi nowinami. Prezenter przy okazji zdradził płeć…

3 dni temu

Zostawił rodzinę, wyjechał do Moskwy. Ivan Komarenko szokuje zdjęciami

Wokół Ivana Komarenko w ostatnich latach narasta coraz więcej kontrowersji. Muzyk najpierw sprzeciwiał się szczepieniom…

3 dni temu

Odszedł Jerzy Majchrzak. Nie doczekał wyjaśnienia śmierci syna

Podobnie jak żona nie doczekał ukarania winnych śmierci ich syna Piotra, najmłodszej ofiary stanu wojennego…

3 dni temu