Rosja blokuje Cieśninę Kerczeńską, odcinając częściowo ukraińskie porty od świata. To kolejna odsłona nacisków Moskwy na Kijów. Kreml co rusz rozrywa też niezabliźnione jeszcze rany sąsiada po niezakończonej właściwie wojnie w Donbasie. Na wschodzie kraju wystarczy iskra, by konflikt wrócił ze zdwojoną siłą.
Moskwa idzie za ciosem
Rosja zablokowała właśnie łączącą Morze Azowskie z Morzem Czarnym Cieśninę Kerczeńską dla wszystkich nierosyjskich jednostek niehandlowych i militarnych do października br. To odpowiedź na zapowiedzi administracji prezydenta USA Joego Bidena o wysłaniu dwóch niszczycieli na Morze Czarne. Moskwa ostrzegła Waszyngton, by USA nie prowokowały i trzymały się z daleka od tego regionu. Tymczasem amerykańskie okręty wojenne regularnie przebywają na Morzu Czarnym, w tym krążownik i niszczyciel były tam pod koniec zeszłego miesiąca.
Amerykanie wprawdzie wycofali się po tym, jak nasiliły się walki między siłami Ukrainy, a wspieranymi przez Kreml prorosyjskimi separatystami w Donbasie, ale to nie zmieniło nastawienia Rosjan. Dziś swoje działania tłumaczą koniecznością przeprowadzenia ćwiczeń wojskowych.
W efekcie ukraińskie porty w Berdiańsku i Mariupolu zostały częściowo odcięte od świata. Rosjanie uniemożliwiają bowiem jednostkom niehandlowym i militarnym dotarcie do tych dwóch miast. W obliczu narastających napięć na wschodzie Ukrainy, tego typu odcięcie może mieć brzemienne w skutkach znaczenie dla rozwoju napiętej sytuacji.
Dyplomacja naszych wschodnich sąsiadów uważa to za pogwałcenie zasad prawa międzynarodowego i eskalację agresji przy pomocy niekonwencjonalnych metod. Apeluje też do Rosji o cofnięcie tej decyzji, ale nic nie wskazuje na to, by tak miało się stać. Od rosyjskiej aneksji Krymu w 2014 roku Cieśnina Kerczeńska znajduje się pod kontrolą Federacji Rosyjskiej i jest stałym elementem szantażu i moskiewskiej gry o wpływy w regionie.
Samotna walka
Kijów czuje się osamotniony w konfrontacji z potężnym sąsiadem. Do ostatniego spotkania liderów czwórki normandzkiej – Niemiec, Francji, Ukrainy, Rosji – na temat konfliktu w Donbasie doszło w grudniu 2019 roku. Ostatnia wideokonferencja z udziałem kanclerz Niemiec Angeli Merkel, prezydenta Francji Emmanuela Macrona i Władimira Putina zaniepokoiła stronę ukraińską. Nie ma się też co łudzić. Piątkowe spotkanie prezydenta kraju Wołodymyra Zełeńskiego z Macronem i późniejsza wspólna wideorozmowa z Merkel niewiele zmieniło.
Amerykanie z kolei kluczą. Nie spodziewają się ponownej rosyjskiej inwazji na Ukrainę w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Zdaniem gen. Toda Woltersa, dowódcy wojsk amerykańskich w Europie, ryzyko jest „niskie lub średnie”. Przyznał jednak przed Kongresem, że Rosja skoncentrowała duże siły wokół granic z Ukrainą. W związku z tym zwiększają liczebność swojego kontyngentu w Niemczech o kolejnych 500 żołnierzy. Według sekretarza obrony USA Lloyda Austina ruch ten „podniesie bezpieczeństwo regionu i pomoże odstraszyć ewentualnego agresora”.
Moskwę może zatrzymać sprzedana Ukrainie amerykańska broń w czasach, gdy prezydentem USA był Donald Trump. Tak przynajmniej twierdził wówczas Wess Mitchell, który Departamencie Stanu za czasów Trumpa odpowiadał za kwestie europejskie i euroazjatyckie. Jego zdaniem pociski Javelin, które jako rakiety wystrzeliwane z przenośnej wyrzutni, zdolne są za pomocą podczerwieni namierzyć i zniszczyć czołg nieprzyjaciela z odległości do pięciu kilometrów, nie są pomyślane jako broń ofensywna. Mają służyć do powstrzymania Moskwy przed wkroczeniem na terytorium Ukrainy. Wszyscy jednak po cichu liczą, w tym Ukraina, że nie będzie okazji, by się przekonać o skuteczności pocisków.
Ogłoszone przez Amerykanów sankcje na Rosję obejmują obligacje rządowe i wydalenie dziesięciu dyplomatów. Powody są trzy. Po pierwsze, w administracji Bidena nie brakuje opinii, że Rosjanie próbowali ingerować w wynik zeszłorocznych wyborów prezydenckich w USA i pogłębiać wojnę kulturową w kraju, polaryzując i tak poróżnione amerykańskie społeczeństwo. Po drugie, chodzi o rosyjskie ataki hakerskie na agencje rządowe. Po trzecie, stałym powodem sankcji jest okupacja Krymu przez Rosję.
Choć sankcje są odpowiedzią na ofensywne i konfrontacyjne działania Rosji na arenie międzynarodowej, nic nie wskazuje na to, by były one skuteczne na tyle, by zmieniły retorykę Kremla. To po prostu język dyplomacji i sygnał płynący z Waszyngtonu do Moskwy, że Biały Dom bacznie przygląda się działaniom Putina.
Ukraina marzy, by na przyglądaniu się nie skończyło. W wywiadzie dla francuskiego dziennika „Le Figaro” Zełenski mówi wprost: „nie możemy bez końca siedzieć w poczekalni UE i NATO”. Świat patrzy na ręce administracji Bidena, która ma twardy orzech do zgryzienia, bowiem nie od dziś wiadomo, że amerykańskie oczy dużo chętniej spoglądają na Chiny i obszar Pacyfiku niż na Europę.
Źródło: onet.pl
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) wprowadziło nowe regulacje, które nakładają obowiązek montażu autonomicznych czujek…
Tragiczne wieści po zatruciu chlorem ośmiorga dzieci na basenie w Ustce. Eska informuje, że kolejny…
Miłosne perypetie Jarusia z “Chłopaków do wzięcia” są bardzo przewrotne. Uczestnik kultowego programu najpierw długo…
Krzysztof Ibisz postanowił podzielić się z fanami kilkoma ważnymi nowinami. Prezenter przy okazji zdradził płeć…
Wokół Ivana Komarenko w ostatnich latach narasta coraz więcej kontrowersji. Muzyk najpierw sprzeciwiał się szczepieniom…
Podobnie jak żona nie doczekał ukarania winnych śmierci ich syna Piotra, najmłodszej ofiary stanu wojennego…
Leave a Comment