Wiadomości

Zabrali im córkę i oddali zakonnicom. Dziecko zmarło po 3 tygodniach

„Zakonnice zabiły mi dziecko!” – krzyczał na szpitalnym korytarzu Jarosław Hauzer, gdy dowiedział się o śmierci córeczki. Maleńka Ola została zabrana przez sąd z rodzinnego domu i umieszczona w domu dziecka prowadzonym przez zakonnice. Po trzech tygodniach nagle zmarła. Teraz Kamila i Jarosław Hauzerowie ze Świdnicy (woj. dolnośląskie) walczą o pozostałe dzieci przebywające pod opieką sióstr.

To pierwsza tragedia, jaka spotkała rodzinę Hauzerów. – Mam 32 lata, a będę musiała pochować już drugie dziecko. Synek zmarł kilka lat temu we śnie na nagłe zapalenie płuc, a teraz Ola – mówi pani Kamila w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”. Dziewczynka została odebrana rodzicom i przekazana pod opiekę sióstr zakonnych do domu dziecka w Krzydlinie Małej. – Nic takiego się nie działo, żeby mieli nam ją zabierać. Ola była naszą księżniczką – podkreśla zrozpaczona mama.

Nie rozumie dlaczego została jej odebrana możliwość obserwowania, jak Ola dorasta, jak się śmieje, jak wyciąga rączki do rodziców i rodzeństwa. Do domu dziecka dziewczynka trafiła 11 lipca. Była w dobrym stanie, miała jedynie katar (lekarz nakazał jedynie higienę nosa). Rodzice odwiedzali Oleńkę co tydzień. Nic nie wskazywało na nadchodzącą tragedię.

Feralnego dnia rano opiekunka nakarmiła dziecko, poczekała, aż jej się odbije i ułożyła ją w łóżeczku na boku. – Wszystko było w porządku. Wielokrotnie wchodziła później do pokoju, gdzie śpią dzieci i nic niepokojącego się nie działo – mówi siostra Agata. Gdy 3-4 godziny później podniosła Olę, by znów ją nakarmić, dziecko leciało już przez ręce. Siostry rozpoczęły reanimacje i wezwały pogotowie. Ola trafiła do wrocławskiego szpitala w skrajnie ciężkim stanie. Zmarła 31 lipca.

Lekarze pytali później, czy Olą nikt nie potrząsł. „Zakonnice zabiły mi dziecko!” – krzyczał na szpitalnym korytarzu pan Jarosław. Zrozpaczeni rodzice są przekonani, że Ola wciąż by żyła, gdyby pozostawiono ją pod ich opieką. Teraz walczą o troje starszych dzieci, które również przebywają pod opieką sióstr. Od stycznia, gdy odebrano je rodzicom, nie odbyła się żadna rozprawa. – Nie pozwolono nam nawet spędzić z nimi nocy, gdy dowiedziały się, że ich siostra nie żyje – mówi ze smutkiem pani Kamila.

11-letnia Sara, 8-letni Łukasz i 4-letni Wiktor zostali zabrani z rodzinnego domu przez „przemoc i alkohol”. „W miejscu zamieszkania małoletnich dochodziło do awantur, które wszczynał partner matki. Będąc pod wpływem alkoholu, krzyczał i wyzywał Kamilę” – uzasadniał decyzję sąd. Kurator stwierdził ponadto, że pani Kamila zbytnio broni męża, co może wskazywać na to, że bardziej zależy jej na nim niż na dzieciach. Zarzucił jej też, że pije alkohol i pali papierosy, chociaż karmi piersią.

Państwo Hauzerowie stanowczo zaprzeczają oskarżeniom. – Jestem nerwus. Czasem pokrzyczę, jak się zdenerwuję. A wtedy dzieciaki telewizor rozbiły, to jak miałem nie krzyczeć – tłumaczy pan Jarosław. Przyznaje, że czasem się napije, ale nie jest alkoholikiem. Po prostu kurator akurat pechowo zastał go „pod wpływem”. – Krzyczy, ale nigdy ręki nie podniósł ani na mnie, ani na dzieci – podkreśla pani Kamila.

Prokuratura we Wrocławiu wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci Oli. Przeprowadzono sekcję zwłok, która nie pozwoliła na razie ustalić przyczyny śmierci. Nie stwierdzono widocznych obrażeń. Konieczne będą dodatkowe badania. Nie przesłuchano jeszcze rodziców ani pracownic domu dziecka. – Dla nas to także trudna sytuacja. Chciałybyśmy wiedzieć, co się stało – przekonuje siostra Agata. Rodzice dziewczynki przyznają, że nic już nie zwróci im ich małej księżniczki. Mimo to zamierzają walczyć o sprawiedliwość.

Źródło: fakt.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close