Wiadomości

Rekonstrukcja rządu. Prezes PiS szachuje koalicjantów

Z informacji Onetu wynika, że zapadają właśnie kluczowe ustalenia w sprawie rekonstrukcji rządu. Wiadomo już, ile ministerstw zostanie zlikwidowanych oraz jakie teki otrzymają koalicjanci PiS. Do rządu na pewno wraca Jarosław Gowin, ale nie na zajmowane wcześniej stanowisko ministra nauki. Skazywaną dotychczas na odejście wicepremier Jadwigę Emilewicz broni Mateusz Morawiecki i chce jej dać funkcję w Kancelarii Premiera.

Rekonstrukcja rządu. Prezes PiS szachuje koalicjantów

  • Według koalicyjnych ustaleń ministerstw ma być ostatecznie 14. Zniknąć lub zostać wchłonięte przez większe resorty mają m.in. ministerstwa sportu, cyfryzacji, gospodarki morskiej, klimatu, edukacji czy funduszy i polityki regionalnej
  • PiS dał koalicjantom bardzo mocno do zrozumienia, że oczekuje od nich poparcia dwóch kontrowersyjnych projektów: zakazu hodowli zwierząt futerkowych oraz tzw. ustawy „bezkarność plus”
  • W trakcie rozmów Jarosław Kaczyński miał wcześniej zasugerować, że jeśli nie będzie postępów w rozmowach, trzeba będzie się zastanowić nad powołaniem wicepremiera, który pogodzi wszystkich i umożliwi rządzenie. Odebrano to jak zapowiedź wejścia do rządu samego prezesa PiS
  • Na stole negocjacyjnym leży wciąż zapis w umowie koalicyjnej dotyczący podziału tzw. miejsc biorących na wspólnych listach wyborczych Zjednoczonej Prawicy

Od kilkunastu dni w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej trwają negocjacje w ramach Zjednoczonej Prawicy dotyczące rekonstrukcji rządu. Cel? Jak zapowiadają liderzy obozu rządzącego „ma być nim usprawnienie procesów decyzyjnych poprzez znaczne zmniejszenie liczby resortów”.

Według koalicyjnych ustaleń ma być ich ostatecznie czternaście. Zlikwidowane albo wchłonięte przez inne resorty mają być m.in. ministerstwa sportu, cyfryzacji, gospodarki morskiej, klimatu, edukacji czy funduszy i polityki regionalnej.

Solidarna Polska oprócz Ministerstwa Sprawiedliwości, które oczywiście przypadnie Zbigniewowi Ziobrze, będzie miała swojego ministra w Kancelarii Premiera.

Taki sam udział w rządzie przypadnie Porozumieniu, którego lider Jarosław Gowin wróci do rządu jako wicepremier i minister rozwoju. Wiele wskazuje także na to, że obecna wicepremier Jadwiga Emilewicz otrzyma od samego premiera Morawieckiego stanowisko w Kancelarii Premiera, które nie będzie jednak pochodziło z puli koalicyjnej.

O pozostałych personaliach liderzy będą rozmawiać już dziś po południu.

Liderzy PiS, Solidarnej Polski i Porozumienia negocjują także nową umowę koalicyjną, w tym – o co toczyły się największe spory – podział tzw. miejsc biorących na wspólnych przyszłych listach wyborczych Zjednoczonej Prawicy.

Nie jest tajemnicą, że w ocenie kierownictwa PiS i samego prezesa Kaczyńskiego w ostatnich wyborach parlamentarnych w 2019 roku zarówno stronnicy Zbigniewa Ziobro, jak i Jarosława Gowina uzyskali zbyt dobry wynik, co mocno skomplikowało rządzenie krajem i uchwalanie kontrowersyjnych projektów reform.

Ostatecznie jednak ustalono, że obecni parlamentarzyści Solidarnej Polski i Porozumienia zachowają swoje miejsca na listach Zjednoczonej Prawicy, które dały im w ostatnich wyborach miejsce w parlamencie.

Jak lojalni są koalicjanci PiS?

Jednak to nie struktura rządu czy personalia, o których ostatnio dopiero po raz pierwszy dłużej rozmawiano, wywołały największe emocje podczas ostatnich spotkań w siedzibie PiS.

Nasi rozmówcy z kręgów władzy twierdzą, że tematem numer jeden stała się kwestia lojalności koalicjantów, którzy publicznie zaczęli krytykować pojawiające się w Sejmie projekty ustaw.

Punktem spornym jest choćby projekt złożony z inicjatywy samego Kaczyńskiego, zakazujący hodowli zwierząt futerkowych, czy specustawa antycovidowa, która zapewnia bezkarność osobom, które popełniają przestępstwa „w celu walki z epidemią”.

Bezkarność plus – kto podniesie ręce?

Swój głośny sprzeciw wobec obu projektów zgłosiła Solidarna Polska, sceptyczne jest także Porozumienie.

I choć już złożono autopoprawkę do projektu nazywanego przez opozycję: „bezkarność plus”, która ogranicza zapisy wyłącznie do przestępstw urzędniczych i związanych z niegospodarnością, to wciąż PiS nie może mieć pewności, czy podczas czwartkowego głosowania w Sejmie koalicjanci podniosą ręce zgodnie z ich interesem.

Jak twierdzą nasi rozmówcy, z ust prezesa Kaczyńskiego padło bardzo mocne oczekiwanie w stosunku zarówno do Ziobry, jak i Gowina odnoście do poparcia tych projektów.

– Nie było to oczekiwanie wyrażone w formie ultimatum, lecz można było je tak odebrać zwłaszcza w kontekście decyzji o podziale wpływów w nowym rządzie – mówi Onetowi polityk, znający szczegóły negocjacji na Nowogrodzkiej. Jak dodaje, trudno przed czwartkowymi rozmowami jest przewidzieć, jaki wpływ na dalsze koalicyjne negocjacje będą miały sejmowe głosowania.

Zresztą nie tylko ta sugestia – zdaniem naszych rozmówców – wywołała konsternację wśród koalicjantów Prawa i Sprawiedliwości.

Kaczyński do rządu? Prezes tylko sugerował…

Jak sensacyjnie donosiły portal Wirtualna Polska i dziennik „Fakt”, podczas negocjacji miała paść propozycja wejścia Jarosława Kaczyńskiego do rządu, który jako wicepremier nadzorować miałby bezpośrednio bezpieczeństwo państwa.

W rzeczywistości jednak – co potwierdziliśmy w kilku niezależnych źródłach – żaden taki wariant nie został podczas koalicyjnych rozmów zgłoszony.

– Prezes zasugerował jedynie, że jeśli rozmowy staną w miejscu i nie będzie możliwe wypracowanie porozumienia, to wówczas trzeba będzie się zastanowić nad powołaniem np. wicepremiera, który by godził wszystkie strony i umożliwił rządzenie – mówi nam osoba, znająca kulisy spotkań na Nowogrodzkiej.

Dodaje, że wszyscy odebrali tę sugestię dość jednoznacznie.

W samym kierownictwie PiS-u zwolenników wejścia do rządu Kaczyńskiego jest sporo i pomysł ten nie jest niczym nowym.

Nasi rozmówcy z PiS przekonują, że koncepcja wejścia Jarosława Kaczyńskiego do rządu zrodziła się już w zeszłym roku. Według tego pomysłu prezes PiS miał objąć funkcję wicepremiera nadzorującego resorty siłowe (obrony, spraw wewnętrznych).

Nadzorującego, czyli formalnie nie zostałby ministrem. Wymienione resorty miały mieć nadal swoich szefów.

Za tą koncepcją stała potrzeba usprawnienia komunikacji i skrócenia procesu decyzyjnego. Mówiąc wprost, chodziło o to, by Jarosławowi Kaczyńskiemu otworzyć formalną furtkę do tego, by mógł pojawiać się na posiedzeniach rządu. Mógłby się na żywo przysłuchiwać dyskusjom ministrów, brać w nich udział i – co oczywiste – być w pewnym sensie ostateczną instancją.

Zlikwidowałoby to pewnego rodzaju fikcję, na której od kilku lat opiera się model funkcjonowania Rady Ministrów. Bo choć premierami byli lub są Beata Szydło i Mateusz Morawiecki i tak jest jasne, do kogo należą kluczowe decyzje w najważniejszych sprawach – do Jarosława Kaczyńskiego.

Jest tajemnicą poliszynela, że najważniejsi ministrowie decyzje, nominacje, pomysły bardzo często konsultują na Nowogrodzkiej ponad głową szefa rządu. A i on sam – jak twierdzą źródła Onetu – spędza tam po kilka godzin nawet 4-5 razy w tygodniu.

Premier Morawiecki poczuł się źle? Bo zostałby dekoracją?

Są różne wersje tego, jak na propozycję objęcia funkcji wicepremiera przez prezesa PiS zareagował Morawiecki.

Według jego krytyków zniósł to źle. Uznał, że to podkopywanie jego pozycji jako premiera. Objęcie funkcji w Radzie Ministrów przez Kaczyńskiego oznaczałoby z pewnością ograniczenie jego politycznych aktywów.

Byłaby to również rewolucja w filozofii działania rządu Zjednoczonej Prawicy. Mogłoby się okazać, że rola Morawieckiego ograniczyłaby się do pewnego rodzaju dekoracji, bycia twarzą i reprezentantem rządu np. za granicą.

Ziobro z premierem nie rozmawia… Tylko z Kaczyńskim

Z takiego obrotu sprawy z pewnością byłby zadowolony Zbigniew Ziobro.

Już teraz minister sprawiedliwości – jak słyszymy – praktycznie nie rozmawia ze swoim formalnym przełożonym, czyli premierem. Nie pojawia się też na posiedzeniach rządu. Za partnera uznaje Jarosława Kaczyńskiego.

Dlaczego koncepcję sprzed roku zarzucono? Niektórzy w PiS twierdzą, że był to tylko swego rodzaju test dla szefa rządu. Według innych sprawę odsunięto w czasie ze względu na serię wyborów.

Źródła Onetu informują, że pomysł wrócił już po wyborach prezydenckich w trakcie pierwszych dyskusji na temat rekonstrukcji rządu, czyli jeszcze na przełomie lipca i sierpnia. Miał to być swojego rodzaju straszak wobec Ziobry i Morawieckiego, którzy ponownie „skoczyli sobie do gardeł”.

Źródło: onet.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close