Marek Kuchciński postanowił zabrać głos w sprawie afery „samolotowej”. Marszałek Sejmu wytłumaczył, dlaczego zabierał za darmo członków rodziny na pokład samolotu, którym latał do Rzeszowa. Kuriozalne tłumaczenia przypominają to, co oficjalnie podała Kancelaria Sejmu.
„W odpowiedzi na doniesienia medialne, liczne komentarze oraz zainteresowanie opinii publicznej, informuję, że wszystkie podróże, które realizuję, mają charakter wizyt służbowych. Transport, w tym także połączenia lotnicze, jest związany z zadaniami służbowymi, wykonywanymi przeze mnie nie tylko w Warszawie, ale także na terenie kraju oraz poza jego granicami” – wyjaśnił Marszałek Sejmu w oświadczeniu dla Polskiej Agencji Prasowej.
To nie wszystko. Zdaniem Kuchcińskiego nic złego się nie stało, bo dodatkowe osoby na pokładzie w żaden sposób nie podnoszą kosztów przelotu marszałka do Rzeszowa. „Osoby towarzyszące mi w podróżach służbowych nie mają możliwości opłacenia swojego lotu, ich obecność na pokładzie nie wpływa na koszt transportu” – stwierdził marszałek, który chcąc uciszyć aferę jeszcze raz zapowiedział, że za przeloty członków rodziny dokona wpłaty na cele charytatywne.
– Nie przesadzajmy, nie wariujmy, samolot i tak leci z marszałkiem, więc czy zabiera posła, czy dziennikarza, czy syna, to myślę, że nie dzieje się nic nadzwyczajnego – tak tłumaczył ostatnio partyjnego kolegę wicemarszałek Ryszard Terlecki.
I jeśli ktoś myśli, że marszałek będzie musiał wziąć kredyt, by zapłacić za wszystkie loty rządowym samolotem, to jest w będzie. Jak informuje Centrum Informacyjne Sejmu, kwota przelotu jest zryczałtowana i wynosi 572 złote i 40 groszy. Również CIS wyjaśnia, że „obecność dodatkowych osób na pokładzie nie wpływa w żadnej mierze na koszt przelotu”, choć nie trzeba być znawcą by wiedzieć, że bardziej obciążony samolot pali więcej paliwa. „Oświadczenie Kancelarii Sejmu jest po prostu śmieszne” – grzmiała opozycja.
Źródło: natemat.pl