Pożar w koszalińskim pokoju zagadek pochłonął 5 ofiar. 15-letnie dziewczynki zginęły w tragicznych okolicznościach przez zaniedbania ze strony nieodpowiedzialnych pracowników escape roomu. Po 10 miesiącach od koszmarnego zdarzenia na jaw wyszły szokujące fakty. Okazało się, że jedna z osób kłamała w zeznaniach.
Pożar w koszalińskim escape roomie wstrząsnął całą Polską. W tragicznym wypadku zginęło 5 nastolatek, które świętowały urodziny jednej z nich. W trakcie śledztwa wykryto szereg zaniedbań pracowników i właścicieli pokoju zagadek. Dwa dni po koszmarnych zdarzeniach został aresztowany organizator zabaw, Miłosz S. Teraz po 10 miesiącach od tragedii, na jaw wyszły nowe fakty. Jedna z osób kłamała w swoich zeznaniach.
Pożar w escape roomie spowodowany był szeregiem zaniedbań
Śledczy szybko ustalili przyczynę tragicznego pożaru. Bezpośrednią przyczyną powstania ognia było rozszczelnienie butli, które były zamontowane przy piecykach grzewczych. Jak się okazało pomieszczenie nie miało żadnej drogi ewakuacyjnej, a dziewczynki znalazły się w śmiertelnej pułapce. Pracownik pokoju zagadek, Radosław D., próbował ratować nastolatki, jednak ogień odciął mu dostęp do miejsca, w którym znajdowały się 15-latki. Z poparzeniami ciała trafił do szpitala.
Radosław D. kłamał w swoich zeznaniach
Początkowo wszyscy byli wdzięczni pracownikowi escape roomu, że ryzykując swoje życie próbował ratować uwięzione w śmiertelnej pułapce nastolatki. Jednak teraz okazuje się, że on także nie pozostaje bez winy. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie, Ryszard Gąsiorowski, w rozmowie z PAP potwierdził, że Radosław D. został aresztowany 18 października na trzy miesiące i usłyszał zarzuty umyślnego stworzenia niebezpieczeństwa. Wcześniej zaś kłamał w swoich zeznaniach.
Od dłuższego czasu wersja przedstawiona przez pracownika escape roomu, który był przesłuchiwany jako świadek nie znajdowała potwierdzenia w zebranych materiałach dowodowych. Złożyły się na to i opinie biegłych z zakresu medycyny, i opinie biegłych z innych specjalności” – powiedział Ryszard Gąsiorowski dla PAP.
W toku śledztwa wyszło na jaw, że pracownik nie był z dziewczynkami w budynku przez cały czas. Według śledczych gdy wybuchł pożar, mężczyzna wyszedł z budynku i najprawdopodobniej udał się do sklepu.
– Badana jest i taka ewentualność. Są pewne fakty, wskazujące na to, że na moment mógł się oddalić. Nie był to moment, gdy wybiegł z escape roomu, by wzywać pomoc, tylko wcześniej – podsumował w rozmowie z PAP Ryszard Gąsiorowski.
Źródło: pikio.pl