Świat

Pan Adrian pojechał z pomocą dla Ukrainy. „Wylądowaliśmy w piekle…”

Gdy zadzwonił do nas po raz pierwszy z Ukrainy – płakał. „Wylądowaliśmy w piekle, tu był diabeł” – mówił Faktowi pan Adrian Sobolewski. Potworności, jakie widzieli uczestnicy polskiego konwoju z pomocą dla Ukrainy nie da się opisać słowami, a zdjęcia w większości były zbyt drastyczne, by je pokazać. Polacy jednak się nie poddają. Dopiero wrócili do kraju, a już planują kolejny konwój w ogarnięte wojną rejony Ukrainy.

Pan Adrian pojechał z pomocą dla Ukrainy. "Wylądowaliśmy w piekle..."

Setki dzieci trafiły do szpitali, a tysiące ludzi ustawiają się w długich kolejkach po pomoc. Na ulicach panuje śmierć, głód i pragnienie powrotu do normalnego, bezpiecznego życia. Oto poruszająca relacja Adriana Sobolewskiego z Międzychodu (woj. wielkopolskie), który z koleżankami i kolegami pomaga dręczonej przez Rosjan Ukrainie.

Sobol rusza na pomoc Ukrainie

Adrian „Sobol” Sobolewski z grupą innych odważnych Polek i Polaków wyruszył pomagać ogarniętej wojną Ukrainie. Konwój z pomocą humanitarną odwiedził m.in. takie miasta, jak Bucza, Irpień i Czernichów.

Postawny mężczyzna o aparycji twardego motocyklisty był do łez poruszony tym, co zobaczył. Jak podkreśla „to było piekło, tu był diabeł”. Tego, co zobaczył, nie da się słowami opisać. A jednak spróbował w rozmowie z Faktem.

– To co widzieliśmy nas złamało. Tyle bólu i cierpienia przechodzi Ukraina, że masakra. Serce pęka – podkreśla nasz rozmówca. – Bucza, to straszne miejsce. Zostawiliśmy tam część pomocy, na którą już czekali ludzie (przed miejscem wydania pomocy stało ponad tysiąc ludzi). Bardzo nas poruszyły te widoki – relacjonuje pan Adrian.

„Chyba Bóg nam was zesłał”

Potem padło hasło: jedziemy do Czernichowa. Polacy powiedzieli przyjaciołom z Ukrainy, że ruszą tam, gdzie oni powiedzą. – Po drodze nas zatrzymali na blokadzie pytając, czy mamy coś do jedzenia? Tak mamy. A tam w lesie wielkie koszary i wyobraźcie sobie, że robią pobór do wojska (stało tam więcej autobusów niż na MZK w Warszawie) – opowiada mężczyzna.

Koszary były bardzo prowizoryczne, więc Polacy oddali swoje kuchenki na butle gazowe, które mieli na wyposażeniu, wszystkie słoiki, które przygotował folwark w Pszczewie, a nawet własne śpiwory.

– Ta jednostka była jedną z pierwszych na linii frontu. Ludzie głodni po lasach, to jest straszne! Wiecie co mną wstrząsnęło? Na koniec podeszło dwóch żołnierzy, zdjęli naszywki ze swojego ramienia (informujące, jaka to jednostka) i mi je oddali. Mówili, że my ich najlepsi przyjaciele. I że chyba Bóg nas im zesłał – relacjonuje poruszony mężczyzna.

Ogromny głód i ból. Setki dzieci w szpitalach

Konwój ruszył dalej na Czernichów. – Mosty zniszczone, ale dojeżdżamy do szpitala dziecięcego, w którym jest obecnie 350-370 dzieci. Zostawiliśmy tam wszelkie leki, mleko, pampersy, słodycze, mąkę i inne rzeczy, które mieliśmy. Mówili, że ta pomoc ich ratuje i to bardzo, bo mają straszne braki – wspomina pan Adrian.

Na koniec Polacy przekazali jeszcze obronie terytorialnej ok. 2-3 tysiące konserw. Chleb zostawili w jednostce wojskowej i w szpitalu. – Na jednostce to jedzenie zjedli zaraz jak je dostali, tak byli głodni… – dodaje w rozmowie z Faktem.

Jest ogromnie wdzięczny za wszelkie wpłaty na zrzutkę. Dzięki temu do tej pory udało się kupić 5 tysięcy konserw oraz prawie tonę mąki i wiele innych artykułów spożywczych, a także pampersy, mleko i artykuły dla dzieci. Grupa Sobola wzięła na siebie tę jeszcze trudniejszą część zadania: zawiozła to na miejsce.

„Trzeba działać, bo możemy być następni”

Nie obyło się też bez problemów. Konwój miał awarię jednego z aut, które ostatecznie musieli zostawić po ukraińskiej stronie. Mimo to już planują kolejną wyprawę z pomocą.

– Dzięki chłopakom z Ukrainy nasze wyprawy są bezpieczne. Teraz mam w głowie tych biednych ludzi, bo trzeba ich nakarmić, bo będą umierać z głodu – mówi pan Adrian. – Niech Bóg błogosławi Polsce, bo wszystko wskazuje, że będziemy następni – dodaje.

Wracając do domu widział setki aut naszych służb, które jadą na naszą granicę. To wzbudziło w nim ogromny niepokój. – Chciałem nawet wstąpić w ich szeregi, ale mojej żonie i dzieciom by pękły serducha. Pomagam jak mogę. Pamiętajcie ze pozostanie po nas tylko tyle ile sami damy… – podsumowuje Adrian Sobolewski.

Pan Adrian pojechał z pomocą dla Ukrainy. "Wylądowaliśmy w piekle..." Pan Adrian pojechał z pomocą dla Ukrainy. "Wylądowaliśmy w piekle..." Pan Adrian pojechał z pomocą dla Ukrainy. "Wylądowaliśmy w piekle..." Pan Adrian pojechał z pomocą dla Ukrainy. "Wylądowaliśmy w piekle..." Pan Adrian pojechał z pomocą dla Ukrainy. "Wylądowaliśmy w piekle..." Pan Adrian pojechał z pomocą dla Ukrainy. "Wylądowaliśmy w piekle..."

Źródło: fakt.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close