Ta informacja padła na całe środowisko sportu, niczym grom z jasnego nieba. Bohater milionów Polaków, legendarny kolarz Ryszard Szurkowski, który podczas przebogatej w sukcesy kariery wychodził z najpoważniejszych opresji, udział w wyścigu weteranów przepłacił koszmarnym wypadkiem, w wyniku którego od blisko pięciu miesięcy jest sparaliżowany. Mistrz nie daje za wygraną i zrobi wszystko, by jeszcze wrócić na rower.
Ryszard Szurkowski był kochany przez miliony Polaków. Teraz potrzebuje pomocy /Agencja FORUM
Myślisz „historia polskiego kolarstwa” – mówisz Ryszard Szurkowski. W czasach, gdy Wyścig Pokoju wywoływał w naszym kraju powszechne szaleństwo, on aż czterokrotnie wygrywał ten największy amatorski wyścig kolarski po II wojnie światowej w Europie Wschodniej, dominując w nim przez kilka lat. Ponadto był dwukrotnym wicemistrzem olimpijskim i czterokrotny medalista mistrzostw świata. Był i jest postacią wręcz pomnikową, toteż nikogo nie dziwiło, gdy w plebiscycie na najlepszego sportowca Polski XX wieku zajął drugie miejsce, jedynie za najwybitniejszą lekkoatletką w dziejach naszego sportu, siedmiokrotną medalistą IO śp. Ireną Szewińską. O skali zasług Szurkowskiego świadczą też najwyższe odznaczenia państwowe, w tym Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
Jednak nieszczęścia chodzą po ludziach, również tych najwybitniejszych, o czym 72-letni Szurkowski przekonał się 10 czerwca tego roku, ulegając koszmarnemu w skutkach wypadkowi podczas kolarskiego wyścigu weteranów w Kolonii. Następstwa kraksy są tragiczne: od blisko pięciu miesięcy eks-kolarz jest sparaliżowany. W tym czasie przeszedł już dwie operacje kręgosłupa oraz skomplikowaną operację twarzy. Najgorsze, że cały czas boryka się z czterokończynowym porażeniem.
Sprawa dopiero wczoraj wyszła na światło dzienne, a dotąd była jedną z najpilniej skrywanych tajemnic. Taką decyzję podjął sam Szurkowski, który nie chciał, by jego osobisty dramat był „grany” w mediach kosztem setek tysięcy anonimowych osób, które każdego dnia ulegają wypadkom. W końcu jednak zdał sobie sprawę, że uszczerbek na zdrowiu jest zbyt duży, by w pojedynkę dać sobie radę.
– Koledzy, którzy mnie odwiedzali, też mówili, że warto powiedzieć, że zawsze znajdzie się ktoś, kto pomoże. Mam kolegę, pasjonata jazdy na rowerze, już dawno założył z kolegami fundację, która pomaga potrzebującym. To „Stowarzyszenie Lions Club Poznań 1990”. A ja chcę spróbować nowego miejsca i sposobów rehabilitacji – wyjaśnił Szurkowski w rozmowie z Kamilem Wolnickim z „Przeglądu Sportowego”.
Oddźwięk na temat dramatu mistrza jest bardzo duży, być może nawet przeszedł najśmielsze oczekiwania jego samego. Całe środowisko chce mu pomóc, organizując akcję zbierania pieniędzy na leczenie w prywatnej klinice w Kamieniu Pomorskim, wysoko wyspecjalizowanej, gdzie do dyspozycji legendy byłby egzoszkielet, pozwalający na szybszą rehabilitację.
Szurkowski nie traci wiary w pomyślny finał skomplikowanego leczenia, a charakter wytrawnego sportowca i odpowiednie nastawienie mogą zdziałać cuda. – Potrzebuje czasu, ale wie pan co? Chcę jeszcze pojeździć na rowerze. Będę miał trenażer, na którym chciałbym odbudować mięśnie, a później zobaczymy. Ale spokojnie, mam czas, walczę – zapowiada nasz wybitny sportowiec na łamach „PS”.