O Karolinie Kołeczek od wielu lat mówiło się, że ma wielki talent. Zresztą dwa tytuły młodzieżowej wicemistrzyni Europy tylko to potwierdzały. Od 2015 roku czekaliśmy jednak na przełom u tej zawodniczki i doczekaliśmy się. 26-latka po świetnym biegu triumfowała na 100 metrów przez płotki w Memoriale Janusza Kusocińskiego na Stadionie Śląskim w Chorzowie. – Mam wrażenie, że przeszłam ciężką drogę, by teraz być w takim miejscu – powiedziała szczęśliwa lekkoatletka.
- Karolina Kołeczek była jednym z najjaśniejszych punktów Memoriału Janusza Kusocińskiego, jakie się odbył na Stadionie Śląskim w Chorzowie
- 26-latka ustanowiła wartościowym rekord życiowy, pokonała mistrzynię olimpijską, ale też wypełniła minimum na mistrzostwa świata i igrzyska olimpijskie
- „Mam nadzieję, że ten wynik ze Stadionu Śląskiego będzie dla mnie takim nowym otwarciem. W sporcie są porażki i zwycięstwa. Mam wrażenie, że przeszłam ciężką drogę, by teraz być w takim miejscu. To mnie motywuje, bo wiem też, że stać mnie na jeszcze więcej” – powiedziała po starcie
- Teraz Kołeczek liczy na to, że zmianie ulegną jej plany startowe. Być spełni się jej marzenie i wystąpi w mityngu Diamentowej Ligi
W pokonanym polu pozostawiła mistrzynię olimpijską Amerykanką Briannę McNeal, ale przede wszystkim ustanowiła fantastyczny rekord życiowy – 12,75 sek. Poprzedni poprawiła aż o 0,16 sek. Rezultat Kołeczek jest najlepszym w tym roku wynikiem w Europie. Daje on jej też aktualnie 17. miejsce na listach światowych. To również szósty rezultat w historii polskiej lekkoatletyki i najlepszy wynik Polki na tym dystansie od 16 lat.
I to wszystko w pierwszym starcie w sezonie.
– To wszystko jest niesamowite. Bardzo się cieszę. Na treningach wyglądało to naprawdę obiecująco, ale nie spodziewałam się tak mocnego rozpoczęcia sezonu. Na pewno pomogło mi to, że mocno naciskała mnie Brianna McNeal. Do mistrzostw świata w Dausze jest jeszcze mnóstwo czasu, ale ten występ jest dobrą wróżbą przez tą imprezą – cieszyła się Kołeczek, która jest teraz zawodniczką AZS UMCS Lublin.
– Nie ukrywam, że jestem zaskoczona, bo zakładałam, że w tym roku będę biegać na granicy 12,80-12,84 sek. Wyszło jednak znacznie lepiej. Pokonałam pewną barierę i teraz poprzeczka idzie w górę. Mam nadzieję, że regularnie zacznę biegać na takim poziomie i wówczas powinien być naprawdę fajny sezon – dodała.
W 2015 roku Kołeczek została po raz drugi w karierze młodzieżową wicemistrzynią Europy. Do tego ustanowiła rekord życiowy – 12,91 sek. Potem jednak przyszedł słabszy sezon, w którym nie złamała bariery 13,00 sek. Po igrzyskach sandomierzanka postanowiła zatem zmienić wiele w swoim życiu. Rozstała się z trenerem Andrzejem Mirkiem i wyjechała do Anglii. Pod koniec października 2016 roku rozpoczęła współpracę z trenerem Jerzym Maciukiewiczem. Szkoleniowiec ten od wielu lat pracuje w tym kraju. Jego zawodnikami byli m.in. William Sharman czy Lucy Hatton. Angielska przygoda Kołeczek trwała dwa lata.
– Wyjazd do Anglii dużo mi pomógł. Zobaczyłam jak wygląda tam trening. Zresztą wiele jego elementów włączyłam do codziennych zajęć. Ubiegły sezon był całkiem przyzwoity, bo biegałam regularnie poniżej 13 sekund. I taki był cel tego wyjazdu. To nie było jednak to. Czułam, że potrzebuję kolejnej zmiany. Lubię podejmować ryzyko. Wszystko po to, by zbliżyć się do czołówki światowej – tłumaczyła szósta zawodniczka ostatnich mistrzostw Europy.
Od listopada ubiegłego roku Kołeczek znowu trenuje w kraju, a konkretnie w Poznaniu. Teraz pod okiem szkoleniowca Piotra Maruszewskiego.
– Duży nacisk położyliśmy na szybkość i na technikę. Chodzi o to, żeby jak najmniej czasu spędzać nad płotkiem. Pracuję także nad wytrzymałością rytmową i szybkościową – przyznała.
O Kołeczek mówiło się zawsze, że jest drobna i do szybkiego biegania potrzebuje obudowania masą mięśniową. Lata mijają, a 26-latka wciąż jest jedną z drobniejszych płotkarek w stawce.
Po wszystkich doświadczeniach trening siłowy traktuję jako trening wspierający. Zbyt duże ciężary zabijały we mnie szybkość i technikę. A właśnie te elementy są kluczem do szybkiego biegania. Na płotkach nie trzeba być silnym, ale dynamicznych i szybkim – wyjaśniła.
– Mam nadzieję, że ten wynik ze Stadionu Śląskiego będzie dla mnie takim nowym otwarciem. W sporcie są porażki i zwycięstwa. Mam wrażenie, że przeszłam ciężką drogę, by teraz być w takim miejscu. To mnie motywuje, bo wiem też, że stać mnie na jeszcze więcej. Trzeba w to tylko mocno wierzyć. Jak każdy sportowiec miałam momenty zwątpienia, ale największą sztuką jest to, żeby się nie poddawać, tylko wyciągać wnioski – dodała.
Kołeczek na Stadionie Śląskim wypełniła minimum na mistrzostwa świata w Dausze (27 września – 6 października) oraz na Igrzyska Olimpijskie w Tokio, które odbędą się w 2020 roku. Upiekła zatem dwie pieczenie na jednym ogniu. Teraz będzie miała komfort przygotowań, bo nie będzie musiała gonić za minimum.
– Teraz będę miała spokojną głowę i bardzo się z tego cieszę. Federacja światowa zrobiła bardzo wysokie minimum na igrzyska, bo wynosiło ono 12,84 sek. Nie ma zbyt wiele dziewczyn w Europie, które biegają na takim poziomie. To tym bardziej cieszy. Teraz najważniejsze będzie utrzymać się w dobrym zdrowiu – powiedziała.
Po tak dobrym wyniku nasza płotkarka ma nadzieję na to, że zmienią się jej plany startowe. Liczy na to, że uda się jej wystartować w mityngu Diamentowej Ligi w Monaco (12 lipca).
– To byłby mój debiut. Zawsze marzyłam o występie w Diamentowej Lidze i mam nadzieję, że w końcu to się uda – zakończyła.
Po raz kolejny Kołeczek zobaczymy na bieżni na mityngu w Kuortane (22 czerwca).
Źródło: onet.pl