Polska

Tragiczna historia matki dwójki dzieci. Walczyła o życie dla swoich „bakłażanków”!

Diagnoza spadła na nią jak grom z jasnego nieba. Spełniona zawodowo mama dwójki dzieci, jak je nazywa pieszczotliwie „bakłażanów”, dowiedziała się, że ma złośliwego guza piersi i liczne przerzuty. 36-letnia Małgorzata Bartosz z Lubina (woj. dolnośląskie) do ostatniego tchu walczyła jak lwica. Dla dzieci, które wychowywała samotnie. Niestety nie zdążyła uzbierać koniecznej kwoty na leczenie.

Tragiczna historia matki dwójki dzieci. Walczyła o życie dla swoich „bakłażanków”!

– Są to moje oczka w głowie, to dla nich chcę być zdrowa i silna psychicznie, dla nich chcę żyć. Mimo, że to jeszcze małe bakłażanki, to bardzo mnie wspierają – mówiła w kwietniu w rozmowie z Faktem pani Małgosia. Maluchy wierzyły, że mama da radę, że przeżyje…

Diagnoza jak grom z jasnego nieba

W minionego Sylwestra, zamiast otwierać szampana i planować nadchodzący rok, pani Małgorzata zorientowała się, że jest chora. Wykryła guza pod piersią, co połączyła z wcześniejszymi bólami brzucha i pod żebrami. Wiedziała co to oznacza, bo ledwo miesiąc wcześniej, w listopadzie na raka trzustki zmarła jej mama. Mimo iż wówczas zrobiła badania, żadne nie pokazało choroby. Postanowiła wykonać je raz jeszcze, bardziej szczegółowo i prywatnie.

– Wyszły dwa guzki w piersi. Potem, dzięki pomocy szefostwa z pracy, zrobiłam prywatną biopsję piersi. Jak się później okazało w piersi było ok. 20 guzków, największy 4 cm, w wątrobie dwa przerzuty meta, zajęte śródpiersie, kości w kręgosłupie oraz węzły chłonne – wyliczała kobieta w rozmowie z naszym reporterem.

Od razu zaczęła chemioterapię, bowiem nie wyobrażała sobie, że mogłaby zostawić przedwcześnie swoje ukochane pociechy: 9-letniego Bartusia oraz Bunię, czyli Jagódkę (niecałe 3 latka). Nie chciała też rezygnować z pracy w branży budowlanej.

„Mama nie płacz…”

– Jagódka, mimo że jest malutka, jak widzi, że jestem smutna lub źle się czuję podchodzi i mówi: „Mama nie placz….” Jest bardzo kochana. Bartek też tuli się do mnie przy każdej okazji, pomaga w życiu codziennym, opiekuje się Bunią, rysują razem, bawią się – mówiła nam wzruszona 36-latka.

Niestety, lekarze w Polsce nie mieli dobrych wiadomości dla pani Małgorzaty. – Lekarz chirurg w DCO we Wrocławiu, powiedział wprost: My pani nie wyleczymy, ale będziemy starać się zaleczyć. Zmiany w wątrobie, w innych organach czy w piersi guzy nie są na chwilę obecną do usunięcia ponieważ są to przerzuty meta – wyjaśniała lubinianka.

Zaproponowano jej chemioterapię, ale po niej była bardzo słaba, osłabiona. – Leci mi krew z nosa, nie mam apetytu, a jak już jest, to czuję posmak metalu, że nie możną nic zjeść – wyjaśniała pani Małgorzata.

Zbiórka na leczenie za granicą

Leczenia pani Małgorzaty chcieli podjąć się medycy z Niemiec. Byli już w trakcie badań genów kobiety i chcieli przygotować m.in. szczepienia pod jej rodzaj raka.

– Koszt prawie 50 tys. zł za pierwszy etap badań już został przelany do klinki, wszystko idzie w dobrym kierunku. Koszt przygotowania szczepionki to ok. 45 tys. euro. Na dzień dzisiejszy mamy 156 tys. na zrzutce – mówiła pani Małgorzata.

Na prośbę o pomoc zareagowało mnóstwo ludzi. Grupa wsparcia ruszyła także na Facebooku organizując liczne licytacje i wydarzenia charytatywne na rzecz mamy „bakłażanków”. Na serwisie Zrzutka.pl udało się zebrać łącznie ponad 213 tys. zł. Niestety mama Bartka i Buni nie dożyła terapii.

„Kocham Cię Moja Meduzko!”

W piątek, 9 lipca nadeszła tragiczna wiadomość. Małgorzata Bartosz przegrała walkę z chorobą.

„Wierzyłam do końca, mimo tego, że lekarze nie dawali żadnych szans na poprawę jej zdrowia, ja wierzyłam, że Gosia wygra z chorobą, nie dopuszczałam myśli, że może jej zabraknąć, jednak Bóg chciał inaczej…” – napisała po ceremonii pogrzebowej Anna Bartosz, siostra Małgorzaty.

„Szczerze? Jestem już spokojniejsza. Wiem, że jest teraz bezpieczna, nie odczuwa już żadnego bólu, bo niestety w ostatnich dniach bardzo cierpiała. Jednak najważniejsze jest to, że jest już z Naszą Kochaną Mamą, za którą bardzo tęskniła. (…) Kocham Cię Moja Meduzko!” – dodała pani Anna.

Panią Małgorzatę pożegnała również jej najlepsza przyjaciółka, Joanna. „Kochana Gosiu. Nie potrafiłam Ci pomóc. Byłaś dla mnie jak siostra, cudowna. Kiedyś z pewnością znowu Cię zobaczę, lecz do tego czasu Nasza miłość trwa” – napisała.

Źródło: fakt.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close