Polska

Rodzice zamordowanej Agnieszki przerywają milczenie. „Jej serce bije teraz w innej osobie”

Agnieszka Osesik (†35 l.) z Legnicy (woj. dolnośląskie) została zamordowana przez swojego byłego chłopaka, który nie mógł pogodzić się z rozstaniem. Strzelił do niej dwukrotnie z bliskiej odległości. Wcześniej szukał w internecie „jak zabić”. Przez ponad rok rodzice Agnieszki unikali komentowania tej sprawy. Faktowi udało się jednak z nimi porozmawiać.

Rodzice zamordowanej Agnieszki przerywają milczenie. "Jej serce bije teraz w innej osobie"

Renata (60 l.) i Piotr (62 l.) Osesik niewielkiego Chojnowa na Dolnym Śląsku nie są w stanie wybaczyć mordercy. W rozmowie z Faktem przyznają, że wciąż nie mogą pojąć, że ich córka już nigdy nie wróci. Jedynym pocieszeniem jest to, że jej serce nadal bije w innym człowieku, którego życie uratowało.

Szukała kogoś, z kim mogłaby dzielić radość życia

Agnieszka wyjechała z rodzinnej miejscowości do większego miasta, by się usamodzielnić i zacząć spełniać marzenia. Nikt nie mógł przewidzieć, co ją czeka w Legnicy.

– Jaka była Agnieszka? Dla mnie najcudowniejszą osobą na świecie, jak dla każdej mamy – uśmiecha się ze smutkiem pani Renata. – Była pracowita, ambitna, miała plany na przyszłość, kochała podróże, jazdę samochodem, planowała zrobić prawo jazdy na motocykl. Cały czas do czegoś dążyła. No i w tym wszystkim marzyła też poznać kogoś, w kim miałaby wsparcie i kto mógłby jej towarzyszyć w tych przygodach, które chciała jeszcze w życiu przeżyć – wylicza.

Bardzo kochała rodziców, a oni ją. Nigdy nie było tak, żeby zostawiła ich samych w potrzebie. – Ja w tej chwili czuję się jak bez ręki. Proszę sobie wyobrazić: zepsuł mi się telefon. Ja stałam pod sklepem i tak płakałam, że gdyby nie koleżanka, nie wiedziałabym co mam zrobić. Nie potrafiłam sobie poradzić z taką głupią sytuacją. Zrozumiałam, że jej nie ma i nie mogę zwrócić się do niej po pomoc… – mówi pani Renata. – Ale minął już rok, a mi się ciągle wydaje, że ona wyjechała (bo tak kochała te podróże) i w pewnym momencie wróci – wzdycha.

Łańcuszek z koniczynką cały we krwi

W tej chwili oboje uczą się żyć na nowo bez Agnieszki, choć nadal otoczeni jej rzeczami, które musieli zabrać z mieszkania córki.

– Ciągle się łapię na tym, że otwieram szkatułkę z jej biżuterią, dotykam rzeczy. Na przykład ten wisiorek z koniczynką dostała ode mnie – mówi pani Renata pokazując delikatną ozdobę.

– W dniu, w którym ją zastrzelił, miała go na sobie. Marzyłam o tym, żeby go odzyskać. Kiedy w końcu policja go oddała, był cały zakrwawiony. Przez tydzień czy dwa tygodnie leżał i ja nie mogłam zdobyć się na to, żeby zmyć tą krew. W końcu zdobyłam się na to któregoś dnia wieczorem i teraz noszę ten łańcuszek cały czas. Jest dla mnie bardzo ważny – dodaje w rozmowie z Faktem.

To nie był związek kochających się ludzi

Para poznała się w pracy w legnickim Rabenie. On był kierowcą ciężarówki. Była to początkowo przelotna znajomość, a z czasem zaczęli się częściej spotykać.

– Dla mnie to w ogóle nie był związek, tylko takie szarpanie się. Ja nieraz mówiłam „Agusiu, a ty coś nie cieszysz się, nie jesteś szczęśliwa?” Często były narzekania że ją zawiódł, że nie dotrzymał słowa… Ona chyba większość czasu, który spędzili razem, była zła na niego. To nie był taki związek zakochanych ludzi, szczęśliwych, zdecydowanie nie – podkreśla pani Renata.

A jednak Radosław wiedział, że może zawsze liczyć na jej pomoc, bo taka była Agnieszka. – Jeżeli czuł nóż na gardle, potrzebował pieniędzy, to ona była pod ręką. I żal mu było stracić takie źródło dochodu. Dziewczyna ze swoim mieszkaniem, z pracą, z samochodem, poważna, ułożona… Tylko się wprowadzić i mieszkać, i nic go nie będzie obchodzić – mówi nasza rozmówczyni.

„Tato, boję się”

Mimo ciągłych problemów, Agnieszka cały czas dawała Radosławowi kolejną szansę. – Myślę, że jakimś uczuciem go darzyła, przynajmniej na początku. Wtedy każdy daje tej drugiej osobie kolejną szansę. A on kochał w niej nie to, jaką była osobą, tylko to, że było mu z nią wygodnie. I jak się okazało, że może to wszystko stracić, to nie mógł tego dopuścić do siebie – mówi pani Renata.

Może do pewnego momentu jeszcze się wahał, ale kiedy Agnieszka powiedziała mu, że to definitywny koniec, nie miał już żadnych skrupułów. – Po prostu zrobił to z premedytacją. Zaplanował, że jeśli nie będzie z nim, to nie będzie z nikim – zaznacza 60-latka.

Agnieszka nie powiedziała mamie, że obawia się o swoje życie. Nie chciała jej martwić. Przyznała się do tego tylko tacie.

– Zadzwoniła do mnie i powiedziała: „tato, boję się, żeby mnie nie zabił, bo zaczyna mi grozić”. Miałem z nią pójść na policję, ale ostatecznie zrobiła to sama – mówi pan Piotr. – Później dostała jeszcze wiadomość od kolegi, że R. wysłał do niego zdjęcie broni, którą kupił. To już nie przelewki. Miała dać znać na policji jak to z tą bronią było, ale już nie zdążyła – dodaje.

Serce naszej córki bije w innej osobie

Państwo Osesik w rozmowie z Faktem wyznali, że po śmierci Agnieszki zgodzili się na pobranie organów córki do przeszczepu. Serce, wątroba, nerki i rogówki uratowały życie i zdrowie innych osób. Płuc nie pobrano, ponieważ kula rozerwała jedno płuco. – To wyglądało jak egzekucja – podkreślają nasi rozmówcy.

Poważnie uszkodzony został również mózg dziewczyny. Nienaruszona została zaledwie niewielka jego część, ale tkanki i tak obumarły. Rodzice Agnieszki mają nadzieję, że kiedyś poznają osoby którym zostały przeszczepione organy ich córki. Wiedzą tylko, że serce przeszczepiono 62-letniemu mężczyźnie

Na grobie Agnieszki ustawili znicz w kształcie bijącego serca. Zawsze pilnują, żeby na czas zmienić baterię. Dla nich to symbol, że serce ich jedynego dziecka bije u człowieka, który dzięki temu żyje.

Źródło: fakt.pl

Powiązane artykuły

Back to top button
Close