Z Niemiec do Polski. Taką trasę pokonał 4 marca 2020 r. autokar jednego z przewoźników. Nikt wtedy nie wiedział, że ten przejazd będzie początkiem pandemii koronawirusa w Polsce. Od tamtej pory zakażonych zostało ponad 1,7 mln Polaków.
- Autokar zabierał pasażerów z niemieckich miast: Bonn, Duesseldorf, Essen, Hamm, Bielefeld na trasie do miast północnej Polski
- Właśnie na pokładzie tego autobusu do kraju przyjechał „pacjent zero”, który zakaził się podczas karnawału w Düsseldorfie
- – Po trzecim pozytywnym wyniku zadzwoniłem do brata i zacząłem omawiać z nim własną stypę – opowiadał w rozmowie z Onetem Mieczysław Opałka
To był przełomowy moment w Polsce. Pięć dni po tym, jak „pacjent zero” dostał potwierdzenie zakażenia, na polskich granicach pojawiły się kontrole. Służby przez wiele miesięcy wyrywkowo sprawdzały, czy wśród wjeżdżających do Polski osób nie ma zakażonych koronawirusem. Ustawione na granicach posterunki kontrolowały głównie transport zbiorowy.
Wprowadzono m.in. obowiązkowe karty pokładowe, które pomagały w namierzeniu wszystkich pasażerów. Obawy służb budziło właściwie wszystko. Z dłuższym postojem musieli liczyć się ci, u których temperatura przekraczała 37 st. C. Często jednak okazywało się, że winę ponosi ogrzewanie w autokarach, a po dłuższym postoju przewoźnicy ruszali w dalszą drogę. Granice otwarto 13 czerwca zeszłego roku. Obecnie, przy trzeciej fali, kontrole obowiązują na granicy z Czechami i Słowacją.
Autokar z Niemiec
Pierwszą osobą w Polsce, u której wykryto koronawirusa był Mieczysław Opałka.
Przyjechał autokarem prywatnego przewoźnika. Wracał z pobytu na karnawale w Nadrenii Północnej Westfalii. Czuł się dobrze podczas podróży. Objawy pojawiły się dopiero później. Wtedy już pozostali pasażerowie byli w swoich domach. Po uzyskaniu pozytywnego testu, osoby, które miały z nim kontakt, zostały poddane kwarantannie domowej – zarówno rodzina, jak i później osoby, które podróżowały z zarażonym autobusem.
Pojazd, którym podróżował tzw. pacjent zero należał do firmy przewozowej „Sindbad”. Autokar jechał z Niemiec przez Bonn, Dusseldorf, Essen, Hamm, Bielefeld na północ Polski. Kierował się przez Kołobrzeg, Wejherowo, Słupsk i kończył trasę w Gdańsku.
„Autokar, który realizował wspomniany kurs (…) pozostaje w Polsce, nie realizował innych kursów i w najbliższym czasie zostanie poddany dezynfekcji” – informowała firma „Sindbad”. Dzięki imiennym biletom 15 lokalnych stacji sanitarno-epidemiologicznych szybko namierzyło innych podróżnych.
Autokarem podróżowało w sumie 45 osób. Do tego dwóch kierowców i jeden członek załogi. U trójki pasażerów wykryto koronawirusa. Oprócz Mieczysława Opałki, który trafił do szpitala w Zielonej Górze, była to jeszcze dwójka – kobieta i mężczyzna z Ostródy.
„Zacząłem z bratem omawiać własną stypę”
– Wtedy było jak na wojnie. Na wojnie każdy się boi, myśli o tym, że zaraz umrze. Ja też tak myślałem. Lekarze niewiele mogli zrobić, nie było leków. Tylko obserwowali. Czułem, jak tracę oddech i myślałem, że umieram. Po trzecim pozytywnym wyniku zadzwoniłem do brata i zacząłem omawiać z nim własną stypę. Kto ma być, jak ma to wyglądać. Bałem się, co będzie z moją rodziną – wspominał w rozmowie z Onetem „pacjent zero”.
Informacja stała się sensacją. Media otoczyły szpital, w który pan Mieczysław się znajdował. Minister zdrowia Łukasz Szumowski zaapelował o poszanowanie spokoju pacjenta, aby ten mógł wracać do zdrowia. – Nie wywierajmy presji na niego, na rodzinę, bo w końcu jest to chory człowiek, który wymaga spokoju – wskazał.
Od początku pandemii w Polsce wykryto ponad 1,7 mln zakażeń koronawirusem. Zmarły ponad 44 tys. Polaków.
Źródło: onet.pl