Polska

Młody lekarz wpadł na pomysł jak skrócić kolejki. Teraz czekam na odpowiedź NFZ i ministerstwa

Cudowne „uzdrowienie” polskiej służby zdrowia i zlikwidowanie kolejek jest niemożliwe. Młody lekarz z Gliwic wpadł jednak na pomysł, jak skrócić je nawet o 30 procent. Teraz zwrócił się do organów państwa z pytaniem, czy są tym zainteresowane. Dopytaliśmy go o szczegóły projektu.

Młody lekarz wpadł na pomysł jak skrócić kolejki. Teraz czekam na odpowiedź NFZ i ministerstwa

Marcin Krufczyk jest autorem start-upu NiesolidnyPacjent.pl, o którym pisaliśmy już TUTAJ. Teraz projekt przemianowano na SolidnyPacjent.pl. Pierwotny pomysł dotyczył wpisywania na tzw. internetową czarną listę pacjentów, którzy umawiają się na wizyty (prywatne i państwowe), a potem na nie nie przychodzą. Teraz projekt ma być rozwinięty i wyszczególni również tych wzorowych, którzy zawsze pojawiają się w gabinecie lub wcześniej informują o nieobecności.

Dlaczego jest to tak ważne? Ci nieodwołujący wizyt marnują nie tylko czas lekarza, który bezczynnie czeka na nich w gabinecie, ale uprzykrzają też życie innym, poprzez sztuczne wydłużanie kolejki. Czasem nawet krótki telefon z informacją, że za 2 godziny nie możemy jednak stawić się na wizycie, pozwoliłby zapisać w to miejsce kogoś innego.

Marcin Krufczyk, stomatolog: Przeprowadziliśmy badania, w których zapytaliśmy o to samych pacjentów. Około 30 proc. przyznało, że zdarza im się nie odwołać zaplanowanej wizyty. Z danych jakie otrzymaliśmy z Instytutu Matki i Dziecka wynika, że pacjenci nie pojawiają się u nich na mniej więcej co trzeciej wizycie. Na razie rekordowe wyniki odnotowaliśmy w jednej ze specjalistycznych placówek onkologicznych. Tam bez wcześniejszego uprzedzenia nie pojawia się aż 48 proc. zapisanych!

Kto i jakie dane pacjentów wprowadza do serwisu SolidnyPacjent.pl?

Dane przekazywane są innym zarejestrowanym lekarzom, po ich wcześniejszej weryfikacji za pomocą numeru prawa do wykonywania zawodu.

Mówimy tu wyłącznie o wprowadzaniu do bazy numeru telefonu, z którego dokonano rezerwacji, a potem ani nie stawiono się na wizycie, ani jej nie odwołano.

Chodzi wyłącznie o podanie numeru telefonu, a słyszałem, że już zainteresował się wami Urząd Ochrony Danych Osobowych.

Byliśmy doskonale przygotowani na pytania ze strony UODO, więc gdy tylko się pojawiły, natychmiast na nie odpowiedzieliśmy.

O start-upie w sieci zrobiło się dość głośno. Ale czy ruch na stronie internetowej rzeczywiście rośnie?

Stworzyliśmy mapę z naniesionymi punktami gabinetów, które zaangażowały się w projekt. Z satysfakcją możemy przyznać, że większość Polski mamy już zaznaczoną. Z tej usługi korzysta w tej chwili ponad 250 placówek.

Czemu NiesolidnyPacjent.pl przemianowaliście na SolidnyPacjent.pl?

Chcieliśmy wykluczyć wszystkie możliwości błędu w generowaniu danych. Na przykład, gdy pacjent nie pojawia się na wizycie, ale wcześniej kilkukrotnie próbował się dodzwonić i uprzedzić o swojej nieobecności. Jeśli nikt nie podnosił słuchawki, to nie jego wina. Od tej pory może nam to zgłosić.

Poza tym uruchomiliśmy system oceniania. Lekarze mają możliwość wpisania oceny od 1 do 3 dla danego numeru telefonicznego. Najniższa ocena oznacza, że pacjent często nie stawia się na wizyty bez uprzedzenia, a trójka, że prawie nigdy mu się to nie zdarza.

Na pewno spływa do was sporo opinii. Większość osób popiera projekt czy wytyka błędy?

Pomysł popierają zarówno lekarze, którzy przez nieodpowiedzialne osoby marnują mnóstwo czasu, jak również solidni pacjenci.

Przykładowa sytuacja: Idziemy do specjalisty i słyszymy, że chce nas zapisać na zabieg za 6 miesięcy. Gdyby wyeliminować osoby, nie stawiające się na umówionej wizycie, termin mógłby się znaleźć około 2 miesiące wcześniej. To ogromna różnica. Dlatego poinformowaliśmy o chęci współpracy zarówno ministerstwo zdrowia, jak i pośrednio Narodowy Fundusz Zdrowia.

Dlaczego aż tylu pacjentów nie informuje, że zamierza nie pojawić się na wizycie?

Coraz więcej osób zapisuje się do lekarza za pomocą internetowych formularzy. Podając jedynie swój numer telefonu czują się anonimowi. Mają świadomość, że i tak nie poniosą żadnej odpowiedzialności, więc zupełnie się tym nie przejmują.

Marcin Krufczyk przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską, że na pomysł utworzenia portalu wpadł w momencie, gdy kolejni umówieni pacjenci nie pojawiali się w jego gabinecie. Wypadło im coś ważniejszego do załatwienia? A może jednak przestraszyli się dentysty? Tak czy siak, mogli poinformować o tym chociaż kilka godzin wcześniej.

Kryfczyk wspomina sytuację, kiedy zadzwonił do spóźniającego się pacjenta, by dopytać, czy pojawi się w gabinecie. Zanim zdążył dokończyć zdanie, pacjent odłożył słuchawkę. Kilka podobnych doświadczeń skłoniło go do poszukiwania rozwiązań.

Jego pomysł komplementowany w internecie nie znajduje jednak poklasku wśród polityków.

Politycy sceptycznie o pomyśle stomatologa z Gliwic

– Problem niezgłaszania nieobecności jest poważny, jednak ta konkretna inicjatywa wzbudza mieszane uczucia – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Bartosz Arłukowicz, poseł Platformy Obywatelskiej i były minister zdrowia. Podkreśla, że „czasem bywają wypadki losowe, kiedy pacjent naprawdę nie może pojawić się u lekarza”.

– Pacjenta mogą zawsze zatrzymać wypadki losowe lub ważne sytuacje rodzinne – dodaje z kolei szef Śląskiego NFZ Jerzy Szafranowicz.

Obaj zdają się nie rozumieć, że system nie ma na celu eliminowania z dostępu do służby zdrowia tych, którzy zapominają o odwołaniu wizyty. Chodzi jedynie o to, by placówka zapisująca nowego pacjenta, miała np. świadomość, że ma do czynienia z „recydywistą”. Gdy pracownicy gabinetu zadzwonią i poproszą o dopilnowanie terminu wizyty, może bardziej zapadnie to pacjentowi w pamięć.

– Coraz więcej prywatnych gabinetów wysyła swoim pacjentom 24 godziny przed wizytą SMS-a z przypomnieniem o wizycie. To niewiele kosztuje, a chyba faktycznie spełnia swoją rolę – przyznaje Anna Kwiecień (PiS), zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji Zdrowia.

Zaznacza, że gdy na wizytę umawiamy się np. tydzień wcześniej, zazwyczaj o niej pamiętamy. Zdarzają się jednak sytuacje, gdy na zapisać trzeba się już kilka miesięcy wcześniej. Wtedy nie trudno o przegapienie konkretnej daty.

– Ale muszę przyznać, że nie wiem, czy problem jest aż tak duży, jak się wydaje. Nie przypominam sobie, żeby podczas prac komisji, któryś ze świadczeniobiorców wyjątkowo podkreślał skalę tego problemu – mówi Wirtualnej Polsce Kwiecień.

Źródło

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button
Close