Grób małej Madzi z Sosnowca łamie serce. Już niemal 8,5 roku upłynęło od zabójstwa uroczej dziewczynki. Jednak Polacy nadal pamiętają tragedię, która rozegrała się w styczniu 2012 r. To wtedy Katarzyna W. z zimną krwią zamordowała swoje dziecko, a potem upozorowała rzekome porwanie. SuperExpress wybrał się na grób Madzi i przygotował poruszający materiał.
Grób małej Madzi z Sosnowca
Do tragedii doszło 24 stycznia 2012 roku i chociaż od zabójstwa Madzi z Sosnowca upłynęło już ponad 8 lat, nadal nie brakuje osób, które dbają o pamięć dziecka.
Na pierwszy rzut oka widać, że mieszkańcy miasta regularnie odwiedzają miejsce spoczynku Madzi i starają się, aby jej grób zawsze zdobiło wiele kwiatów i zniczy. Białe bukiety i lampki ułożone są w kształcie serca wokół małej tablicy z inskrypcją: Ś.P. Madzia W., żyła 6 miesięcy.
Pogrzeb małej Madzi miał miejsce na cmentarzu przy ulicy Smutnej w Sosnowcu. W 2017 roku grób rozbudowano o marmurową płytę. Wyryto na niej imię i nazwisko dziecka. Obok znajduje się także wizerunek anioła.
Okrutna zbrodnia
Katarzyna W., matka dziewczynki, wykazała się wyjątkową przebiegłością w opracowaniu planu morderstwa. Biegłym udało się ustalić, że niemowlę zostało uduszone miękkim przedmiotem, jak np. poduszka, a śmierć prawdopodobnie nastąpiła po około 5 minutach.
Następnie kobieta udała się na klatkę schodową, umieściła ciało dziewczynki w wózku i udała się na spacer do starych ruin w parku Dietla. Tam, wyposażona w robocze rękawiczki, wygrzebała dół i włożyła do niego zwłoki Madzi. Przysypała ją liśćmi i kamieniami. Z pustym wózkiem kontynuowała spacer. W czasie drogi obserwowała przechodniów i właśnie wtedy wybrała jednego z nich na sprawcę zdarzenia.
Następnie kobieta upadła na śnieg udając, że ktoś uderzył ją w tył głowy. Po kilku minutach podeszli do niej dwaj młodzi ludzie, zaniepokojeni widokiem leżącej na ziemi kobiety. Katarzyna W. powiedziała, że otumaniono ją i porwano jej dziecko. Przechodnie wezwali policję i pogotowie.
W szpitalu lekarze nie stwierdzili u kobiety jakichkolwiek obrażeń. Mimo to, Katarzyna W. utrzymywała, że boli ją tylna część głowy. Dopiero na początku lutego, matka Madzi przesłuchiwana przez detektywa Rutkowskiego przyznała, że jej córka nie żyje i nie było żadnego porywacza.
Mówiła, że doszło do nieszczęśliwego wypadku, bo dziecko wysunęło jej się z kocyka i upadło na ziemię. W 2013 roku skazano ją na dwadzieścia pięć lat pozbawienia wolności. Kobieta odsiadywała wyrok w więzieniu w Krzywańcu, w województwie lubuskim.
Później, jak podawał Super Express kobieta musiała zostać przeniesiona do zakładu karnego w Lublińcu na Śląsku. Powodem był prawdopodobnie planowany przez inne osadzone lincz na dzieciobójczyni.
Źródło: popularne.pl