Koszmarna pomyłka w przedszkolu w Lubartowie (woj. Lubelskie). 80-latek przyszedł po swojego czteroletniego wnuka. Niestety, senior odebrał nie to dziecko, co trzeba. Ale zatroszczył się o nie, jak o swojego wnuka. Dał mu zupę, słodycze i włączył bajkę. W końcu jednak zorientował się, że to nie jest jego ukochany wnuczek. Jak doszło do takiej pomyłki?
Wszystko wydarzyło się w miniony piątek. Ogromny stres przeżyła matka chłopca, który przez pomyłkę został zabrany przez nieswojego dziadka. Okazało się, że tego chłopca też często odbierał dziadek. Tyle że jego własny. – Mój ociec odebrał z tego samego przedszkola swojego starszego, prawie 7-letniego wnuka, po czym poszedł do sali obok po młodszego. Dziecka jednak nie było. Przedszkolanka powiedziała, że dziadek już go odebrał. Ile miałam sił w nogach, pobiegłam do przedszkola – opowiada w rozmowie z TVN24 matka chłopczyka.
Dyrektor przedszkola od razu zadzwonił na policję. Wspólnie z matką chłopca zaczęli oglądać nagrania z monitoringu, by dowiedzieć się, jak doszło do zniknięcia przedszkolaka. Okazało się, że mężczyzna, który odebrał chłopca, był bardzo podobny do ojca kobiety – nawet ubrania miał identyczne!
Jak do tego doszło, że pomylił go z własnym wnukiem? – Chłopcy mają podobnie brzmiące imiona, chodzą w takich samych kurtkach i mają czapki takiego samego koloru. Z tym że jedna jest wełniana, a druga bawełniana. Przedszkolanka dobrze znała osobę, której powierzyła dziecko. Nie skojarzyła tylko w pierwszym momencie, że dziadek odbiera nie to dziecko” – argumentuje w rozmowie z TVN24 pomyłkę Iwona Kożuchowska, dyrektorka Przedszkola Miejskiego nr 4 w Lubartowie. Dyrektorka dodała, że w placówce jest 150 dzieci i nigdy wcześniej nie doszło do takiej sytuacji.
Czemu czterolatek zaufał obcemu mężczyźnie? Jak się okazało, rodziny chłopców się znają, a czterolatkowie przyjaźnią. Rodziny obiecały im, że wkrótce się spotkają w domu. – Mój syn uznał, że właśnie jest ten dzień. Tylko dlatego poszedł z tym panem. Zresztą bardzo dobrze go znał – wyjaśnia w rozmowie z portalem mama zabranego przez pomyłkę czterolatka.
80-latek ugościł „pomylonego wnuka” jak swojego. Zjadł u niego ogórkową i nawet poprosił o dokładkę, bo zupa mu wyjątkowo smakowała. Chłopiec dostał też deser, a dziadek włączył mu bajkę. Kiedy się zorientował, że to nie jego ukochany wnusio, chciał powiadomić przedszkole, ale było już za późno. Do drzwi zapukała policja. Okazało się, że na nogi postawił 50 funkcjonariuszy!
Wszystko na szczęście skończyło się dobrze i okazało się fatalną pomyłką. Policjanci wyjaśniają, czy mogło dojść do narażenia życia lub zdrowia chłopca. I jeśli tak się okaże, w sprawie zostaną postawione zarzuty. Może je usłyszeć obsługa przedszkola.
Rodzina czterolatka nie dostrzega jednak winy placówki. Mama chłopca mówi o zwyczajnej pomyłce i chwali postawę przedszkola i policji. W końcu dziecko udało się znaleźć w ciągu nieco ponad godziny od zgłoszenia.
Źródło: fakt.pl