Elżbieta († 52 l.) była cudowną matką i babcią. Została skatowana na śmierć w Wielką Sobotę przez męża Henryka (40 l.). – Przez cztery lata, gdy był w więzieniu, planował zemstę. W tym momencie jedyną osobą, która może mu zaszkodzić, jestem ja. I boję się, bo ten człowiek nie ma żadnych skrupułów – mówi Faktowi pani Pamela Bil, córka zamordowanej kobiety. Obejrzyj tę poruszającą rozmowę.
Toksyczna miłość i miłe złego początki
Elżbieta była nie tylko miłą i lubianą, ale też bardzo atrakcyjną kobietą. Dbała o siebie i podobała się mężczyznom. Henryka znały prawie całe życie, jeszcze z niewielkiego Ulesia, gdzie mieszkały wcześniej. Pani Pamela wspomina, że w czasie, gdy przeprowadziła się z mamą do Legnicy, mężczyzna akurat odsiadywał jakiś dłuższy wyrok. Ponownie spotkali się już gdy był na wolności, na imprezie u znajomych. Potem zostali parą.
– Początkowo nie mogłam powiedzieć na niego złego słowa. Nie wiedziałam za co odbywał wyroki, a sprawia wrażenie inteligentnego, kulturalnego człowieka. Wydawało mi się, że wszystko jest w porządku, że mama wręcz rozkwitła przy młodszym o 10 lat mężczyźnie. Wszystko się zmieniło, kiedy z nami zamieszkał – mówi w rozmowie z Faktem.
Awantury były na porządku dziennym. Ale nie to było najgorsze. – Raz nawet się nie kłócili. Siedzieli w kuchni, a ja w pokoju z synem. Nagle coś mnie tknęło, żeby tam zajrzeć i zobaczyłam, że Heniek dusi mamę. Stanęłam w jej obronie i próbowałam go odciągnąć. Wtedy też sama dostałam od niego w krtań – opowiada kobieta. W końcu udało się wyrzucić agresora za drzwi i wezwać policję, ale zanim przyjechali, on zdążył uciec.
Wyprowadził się, ale z Elżbiety nie zrezygnował. Był świetnym manipulantem i chętnie wykorzystywał uczucia, jakie do niego żywiła. Po jakimś czasie znowu zaczęli się spotykać, a w końcu nawet wzięli ślub.
Chora zazdrość. Śledził, wydzwaniał, osaczał
Pani Pamela jest pewna, że w tym związku miłość była zdecydowanie jednostronna. – Ze strony Heńka nawet nie mogę nazwać tego miłością, bo to była po prostu chorobliwa zazdrość. Widział rzeczy, których nie było, wmawiał jej zdrady, wymyślał różne rzeczy i ciągle jej robił awantury – wylicza.
Henryk nieustannie śledził Elżbietę. W pracy musiała mieć podniesioną roletę, żeby ją widział, bo inaczej nie dawał jej żyć. Wystawał w bramie, więc zmieniała godziny pracy, by na niego nie wpaść. Chodziła cały czas z gazem albo prosiła, żeby ktoś ją odwoził. Wstając do pracy nie zapalała światła, żeby myślał, że ona jeszcze śpi.
Kiedy jeszcze mieszkała u niego, miała zakaz kontaktowania się ze wszystkimi znajomymi. Usuwała wiadomości, bo odgrażał się, że skrzywdzi każdego, kto będzie próbował „mieszać” między nimi. Gdy wyprowadziła się z powrotem do córki, nachodził ją, rzucał kamieniami w okna, demolował klatkę, a nawet usiłował się dostać do mieszkania z nożem.
Po świętach, po wypłacie Elżbieta miała zamiar wyjechać z Legnicy. Wynająć mieszkanie, złożyć papiery rozwodowe i przed nim uciec. Nie zdążyła. – Jestem pewna, że tamtego dnia mama też wyszła, żeby nas ochronić – mówi ze łzami w oczach pani Pamela.
Tragedia w Wielką Sobotę
Nic nie zapowiadało nadchodzącego dramatu. – W Wielką Sobotę przygotowywałyśmy z dziećmi pisanki, wszyscy szykowaliśmy się do kościoła, potem trwały zwykłe przygotowania do Świąt… Nic nie zapowiadało, że zdarzy cię coś złego. Tylko telefon mamy nieustannie dzwonił – wspomina pani Pamela.
Wieczorem Elżbieta ubrała się i powiedziała, że wychodzi, ale za chwilę wróci. Pani Pamela sądziła, że mama wyszła do sklepu lub odwiedzić przyjaciółkę, co jej się często zdarzało. – Wykąpałam dzieci, przyszłam z nimi do pokoju i w tym momencie zaczęła mnie boleć głowa, jak jeszcze nigdy w życiu. Pomyślałam, że stanie się coś złego – podkreśla nasza rozmówczyni.
Zmęczona przysnęła. Kiedy obudziła się koło 22.00, zdziwiła się, że jej mamy jeszcze nie ma. Chwilę później zadzwonił domofon i usłyszałam „dzień dobry, tu policja, proszę otworzyć”. – Jeden z policjantów zapytał, o której godzinie Elżbieta Wilczyńska wyszła z domu. Od razu zapytałam „co on jej zrobił?” Policjanci byli zdziwieni, że od razu pomyślałam, że ktoś jej coś zrobił. Wtedy powiedziałam im o Heńku – wspomina pani Pamela.
Na komisariacie dowiedziała się, że Elżbieta jest w stanie krytycznym. Na SOR-ze spotkała ratownika z karetki, którą zabrano ją do szpitala. – Powiedział, że nie może mi udzielić informacji, ale widziałam jak po jego policzku spływa łza i wiedziałam już, że z mamą jest bardzo źle – mówi w rozmowie z Faktem. – Wyglądała strasznie… Na jej twarzy było widać ogromne cierpienie. Nogi się pode mną ugięły – wspomina.
Elżbieta zmarła 2 dni później, nie odzyskawszy przytomności. Miała m.in. złamania kości czaszki z tyłu głowy, przy kręgosłupie, stłuczone płuca i inne organy wewnętrzne. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci były obrażenia czaszkowo-mózgowe.
Latami planował zemstę
Pani Pamela jest przekonana, że to nie było zwykłe pobicie. Już wcześniej Henryk życzył im śmierci. Kiedy trafił do więzienia na 4 lata, zaczął obmyślać zemstę. Kobiety dowiedziały się tego od wspólnych znajomych, bo mężczyzna wcale się z tym nie krył.
– Mówił, że te wszystkie „policyjne k…” zapłacą za każde doniesienie złożone na niego – wspomina nasza rozmówczyni. Niedługo przed tragedią zaczął wydzwaniać, zasypywać Elżbietę wiadomościami, grozić śmiercią.
– Bywało, że dzwonił bez przerwy, żeby nie miała możliwości wezwania pomocy. No i na dwa dni przed tą Wielką Sobotą dostała od niego SMSa, którego nam przeczytała. Napisał: „rozj***ię ci głowę, zabiję najpierw ciebie a potem siebie” – mówi pani Pamela.
„Boję się o siebie i dzieci”
– Wiem, że Henryk będzie chciał się zemścić. Już nam przecież groził. W tym momencie jedyną osobą, która może mu zaszkodzić, jestem ja. I boję się, bo ten człowiek nie ma żadnych skrupułów. Szczególnie, że teraz nie ma też nic do stracenia, bo najmniejszy wyrok to 15 lat więzienia. I jeśli wyjdzie na wolność, to ja będę następna – podkreśla z przerażeniem w oczach.
Dodaje, że zna Henryka nie od dziś, przeżyła przez niego dużo złego i wie, że on się nigdy nie zmieni. Będzie tylko gorszy, a chęć zemsty będzie w nim tylko rosła. – Jeśli sąd wymierzy mu zbyt niską karę, to polecą następne głowy. Bardzo chciałabym móc żyć normalnie, nie bać się o siebie i o swoje dzieci, żeby ten wyrok był dożywotni. Problem w tym, że ludzie się go boją i wielu nie chce zeznawać przeciwko niemu – podsumowuje.
Henryk został oskarżony o pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Na wyrok czeka w tymczasowym areszcie.
Pani Pamela została sama z dwójką małych dzieci, w tym z ciężko chorą córeczką. Po śmierci Elżbiety, kobieta została z ogromną rozpaczą, mnóstwem wyzwań, strachem oraz problemami finansowymi. Można ją wspomóc na stronie zbiórki: Nie pozwólmy się jej poddać!!!
Źródło: fakt.pl