5-letni chłopczyk podczas szusowania na nartach po Budzowskim Wierchu w Zakopanem miał wypadek. Z rozciętą i krwawiącą nogą musiał czekać na karetkę aż 45 minut! Dlaczego tak długo? Okazuje się, że w chwili zgłoszenia nie było akurat żadnego wolnego ambulansu. O sprawie informuje portal podhale24.pl.
Do wypadku doszło 20 stycznia, jednak dopiero teraz został on nagłośniony w mediach. Głównie za sprawą oburzonych świadków zdarzenia, którzy czekali na pomoc wraz ze spanikowanym i cierpiącym malcem oraz jego opiekunami. 5-latek przewrócił się, bo wpadł na dziewczynę, która chwilę wcześniej runęła na ziemię, po tym jak straciła równowagę na orczyku.- Chłopczyk przejechał po niej i się wywrócił, przecinając sobie nogę pod kolanem – relacjonuje dla portalu podhale24.pl jeden z narciarzy, który widział całe zdarzenie. Jego zdaniem rana wyglądała bardzo poważnie, było dużo krwi. Natychmiast wybrano więc numer 112. Była dokładnie godzina 14.19. Po 25 minutach przyjechała policja. Po karetce nadal nie było ani śladu.
– Nikt nie wiedział, czy wieźć krwawiące dziecko na pogotowie, czy czekać na karetkę, która miała lada moment przyjechać – czytamy na portalu. Ambulans nadjechał dokładnie o godzinie 15.04. Dlaczego nikt wcześniej nie udzielił chłopcu pomocy? Rzecznik prasowy Wojewody Małopolskiego Joanna Paździo w rozmowie z dziennikarzami wyjaśniła, że jeżeli zaszłaby taka potrzeba, policjanci przewieźliby 5-latka do szpitala. Nie istniało jednak zagrożenie zdrowia i życia, dlatego malec musiał czekać na ambulans, którego w momencie wezwania… akurat nie było.- Przekazanie zlecenia nastąpiło o godzinie 14:55 pierwszemu wolnemu ZRM. Wyjazd do zdarzenia nastąpił o godzinie 14:56:24, a zespół dotarł na miejsce o godzinie 15:04 – wyjaśnia rzeczniczka. Dodała też, ze na stoku powinien przebywać ratownik narciarski i zabezpieczyć małego pacjenta przed przyjazdem karetki. Powinien, bo nikogo takiego na Budzowskim Wierchu nie było.
Źródło: fakt.pl
