Tadeusz Pluciński (+92 l.) uznawany był za jednego z największych polskich amantów w czasach PRL-u. Podobno aktor słynący z zamiłowania do kobiet miał trzy tysiące kochanek. Swój pierwszy raz przeżył z matką kolegi – miał wtedy… trzynaście lat.
Tadeusz Pluciński urodził się w 1926 roku w Łodzi. W jego życiorysie nie brakuje kobiet – aktor określany mianem jednego z największych amantów PRL-u miał cztery żony i – jeśli wierzyć jego słowom – trzy tysiące kochanek. Tadeusz Pluciński cieszył się powodzeniem wśród kobiet. On sam również darzył je zainteresowaniem, o czym świadczy jego bogate życie miłosne.
Pierwszą żoną Tadeusza Plucińskiego była Bożena Brun-Barańska, śpiewaczka operowa. Ich małżeństwo przetrwało cztery lata, a powodem jego zakończenia miały być zdrady amanta. Następnie wziął za żonę aktorkę Ilonę Stawińską. Mówi się, że do rozwodu doszło ze względu na fakt, że Tadeusz Pluciński zdradzał ją z Kaliną Jędrusik, która była wówczas żoną jego przyjaciela, Stanisława Dygata (po latach wspominał w wywiadzie, że „nie umiał z niej zrezygnować”). Sakramentalne „tak” powiedział także Krystynie Mazurównie, ostatecznie jednak rozstali się, gdyż aktor nie był skłonny przeprowadzić się wraz z nią do Paryża. Po raz czwarty stanął na ślubnym kobiercu z aktorką Jolantą Wołłejko, a owocem ich związku było dwóch synów. Ich małżeństwo trwało 20 lat.
– Za każdym razem wierzyłem, moje kobiety też, że się zmienię. Że się ustatkuję. I kiedy jest jeszcze gorąco, kiedy miłość jeszcze tak nie powszednieje, dawałem radę. Ale potem te wszystkie pytania, gdzie wychodzę, o której wrócę, zaczynają męczyć. Lubiłem być żonaty. Ale lubiłem też wolność – mówił aktor w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.
Jak wspominał Tadeusz Pluciński, każde małżeństwo kończyło się z jego winy, a związki kończyły jego żony.
– Po jakimś czasie łapały mnie na kłamstwach, bo często, z czego nie jestem dumny, były przeze mnie oszukiwane. Wtedy na ogół krzyczały, że chcą rozwodu. A ja mówiłem z ulgą: „Proszę bardzo”. Brałem szczoteczkę do zębów i wychodziłem. Zostawiałem im mieszkania, ale na odchodnym dodawałem jeszcze: „Kochanie, to, co uznasz za stosowne, przyślij mi, proszę, do teatru” – wspominał.
Aktor zazwyczaj wcielał się w role amantów. Łatka, która do niego przylgnęła, była zresztą trafna – Tadeusz Pluciński twierdzi, że miał trzy tysiące kochanek. Będąc mężem Bożeny Brun-Barańskiej, poznał inną kobietę, która wpadła mu w oko, i zniknął na tydzień. O jego reputacji wiedzieli także koledzy z branży, w tym Czesław Wołłejko, ojciec czwartej żony Plucińskiego. Zarówno on, jak i przyjaciele odradzali Jolancie Wołłejko małżeństwo z bawidamkiem, ta jednak nie słuchała dobrych rad i, jak wspominała po latach, choć jej związek z aktorem rozpadł się, nie żałowała.
Gdy brali ślub, byli już rodzicami – ich syn, Paweł, miał wówczas cztery lata (rok później urodził się jego brat, Piotr). Choć przed ołtarzem stanęli z rozsądku, Tadeusz Pluciński i Jolanta Wołłejko byli sobie w zakochani. Aktor wyznawał sobie, że chciał, by czwarta żona była ostatnią kobietą w jego życiu.
– Jak opowiem tę historię, to ktoś pomyśli, że zwariowałem. Ożeniłem się z Jolą (Jolantą Wołłejko – przyp. red.), podczas gdy moja poprzednia żona Ilona (Ilona Stawińska – przyp. red.) wyszła za mąż za ojca Joli. Wzięliśmy ślub, urodzili nam się synowie. Tak więc swoją byłą żonę uczyniłem najpierw teściową, a potem babcią – mówił „Super Expressowi” Pluciński.
Po latach aktor wspominał, że żałuje, iż jego związek z czwartą żoną rozpadł się. Mówił on, że na początku nie traktował poważnie jej słów na temat rozwodu. Ostatecznie jednak Jolanta Wołłejko złożyła pozew rozwodowy. Choć ich małżeństwo dobiegło końca, w kolejnych latach utrzymywali regularny kontakt telefoniczny, a była żona odwiedzała Tadeusza Plucińskiego i przywoziła mu zakupy.
Monogamia sprawiała mu problemy, jednak mimo tego, że Tadeusz Pluciński oglądał się za innymi kobietami i ulegał ich wdziękom, nie był pewny, czy mógłby wybaczyć to samo płci przeciwnej.
– Widzisz, ze zdradą kobiety jest inaczej. Bo gdy zdradza mężczyzna, to jakby ktoś splunął przez okno na ulicę, ale kiedy zdradza kobieta, jest odwrotnie – jakby ktoś napluł z ulicy do mieszkania. Jest takie ludowe porzekadło i kryje się za nim przeświadczenie, że faceci są ulepieni z gorszej gliny. Bo u kobiety za zdradą fizyczną idzie często psychiczna. I to już rozbija całkowicie związek – twierdził.
W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Tadeusz Pluciński wspominał, że po raz pierwszy wylądował w łóżku z… matką swojego kolegi. Miał wtedy trzynaście lat. Jak tłumaczył, wyglądał wówczas na starszego, a kobieta nie zrobiła nic, czego by nie chciał.
– To nie ja miałem kobiety. To kobiety miały mnie – opowiadał.
– Mój mąż nigdy nie ukrywał, iż podobają mu się inne kobiety. Czy to mnie bolało? Jasne, że tak. Każda kobieta w takiej sytuacji cierpi, ale gdy ma dzieci, na czymś jej zależy… Nasze małżeństwo nie przez jego zdrady się rozpadło, na to się nałożyło wiele spraw. Tak naprawdę jednak nigdy się na nim nie zawiodłam. Dziś przyjaźnimy się, możemy na siebie liczyć – wspominała Jolanta Wołłejko w rozmowie z „Claudią”.
Tadeusz Pluciński uchodził nie tylko za amanta, ale i dobrego aktora. Grał w produkcjach takich jak „Kariera Nikodema Dyzmy”, „Hydrozagadka” oraz „Poszukiwany, poszukiwana”. Aktor zmarł 23 kwietnia 2019 roku w Domu Artystów Weteranów w Skolimowie.
Źródło: se.pl