Przed nimi wielka życiowa rewolucja. Chcą razem zamieszkać. Bliscy pary zastanawiają się, czy to nie pochopna decyzja.
Martyna Wojciechowska i Przemek Kossakowski /Piotr Molecki /East News
Rytm życia Martyny Wojciechowskiej (44 l.) wyznaczają kolejne podróże i opieka nad córeczką. Gdy wraca, nadrabiają chwile spędzone osobno. Są w ciągłym biegu, podróżniczka ma wiele zawodowych zobowiązań, a przy tym odwozi Marysię do szkoły, na lekcje jazdy konnej i inne zajęcia.
Przemek nie ma dzieci, a przez lata życia na odludziu odwykł od domowego rozgardiaszu i chaosu, był panem swojego czasu. Do niedawna pojawiał się w stolicy tylko przy okazji nagrań swoich programów, wolał spokojne siedlisko.
– Funkcjonuję w świecie mediów, które z natury są obszarem pełnym pośpiechu i hałaśliwości. Na Podlasiu odnajduję zatem wspomniany spokój i równowagę. Mam nadzieję, że uda mi się ten brak potrzeby gwiazdorzenia utrzymać – tłumaczy.
Teraz z Martyną spróbują połączyć dwa kompletnie różne światy. Nie będzie to proste, podróżnik przekonał się o tym już na początku ich znajomości.
Pierwsze doniesienia o tym, że Martyna i Przemek są parą, pojawiły się w maju. Jednocześnie rozdzwonił się telefon podróżnika. Był zaskoczony nagłym zainteresowaniem dziennikarzy, tym, że na każdym kroku towarzyszą mu paparazzi.
Martyna Wojciechowska i Przemysław Kossakowski /Pawel Wrzecion /MWMedia
Dotąd Kossakowski jak lew chronił prywatności, ukrywał się w swojej samotni. Na ulicy poznawali go tylko fani jego programów. Teraz wszyscy znają go jako ukochanego „tej Martyny Wojciechowskiej”. Podróżnik obawia się, że gdy zamieszka na stałe w Warszawie, reporterzy będą polować na niego bez przerwy. Chociaż znajomi próbowali odwieść Martynę od pomysłu zamieszkania z Przemkiem, gwiazda nie chce dłużej zwlekać.
– Nie odkładaj na jutro tego, co chcesz zrobić lub powiedzieć, bo jutra może nie być. Wyznaję zasadę „wszystko albo nic”, i to najlepiej dzisiaj, natychmiast. Wolę żałować, że coś zrobiłam, niż żałować, że czegoś nie spróbowałam, stchórzyłam, choć mogłam – mówiła niedawno.
Ale historia jej związków pokazuje, że nie zawsze dokonywała słusznych wyborów. – To brzmi zabawnie: pięć razy byłam zaręczona, dwa razy uciekłam sprzed ołtarza. Byłam skłonna robić coś, czego ktoś ode mnie oczekiwał w danym momencie.
Z Przemkiem od razu rzuciła się na głęboką wodę. – Jestem bardzo szczęśliwa. To wyjątkowy facet. Mało która kobieta potrafi oprzeć się jego urokowi. A do tego nie ma przerostu własnego ego – nie szczędzi ukochanemu komplementów.
Przyznaje, że nie jest łatwą partnerką. Zawsze głośno powtarza, że „nie chciałaby takiej baby, jak ona”, że jest trudna w życiu i szalenie wymagająca w stosunku do siebie i innych.
– Ciągłe podróże, praca i intensywny tryb życia. Kto by to wytrzymał? – zastanawia się.
Kossakowski z kolei jest mężczyzną po przejściach. Ma za sobą nieudane małżeństwo. Po rozwodzie został w swojej podlaskiej samotni. Zanim spotkał Martynę, nie angażował się w poważne związki. Przywykł do kawalerskiego życia. Przeprowadzka na stałe do stolicy będzie go wiele kosztować. Martyna zdaje się nie dostrzegać problemu.
– My, panie, tak mamy, że jak słyszymy mężczyznę, który deklaruje, że jest samotnym wilkiem i teraz będzie podążał tą drogą, to pojawia się taki element: Czy na pewno? – mówi przekornie.
Mama dziennikarki martwi się, że dwie tak mocne osobowości jak Martyna i Przemek nie unikną tarć. Ma jedynie nadzieję, że córka i jej ukochany będą przede wszystkim mieli na uwadze dobro wnuczki. W lipcu, podczas krótkich wakacji nad morzem, ściskało jej się serce, gdy widziała jak dziewczynka lgnie do Przemka.
Marysia, która straciła tatę, tuliła się do dziennikarza, a szalonym zabawom na plaży nie było końca. Pani Joanna zauważyła, że Przemek jest miłą, ciepłą osobą. Chce wierzyć, że troskliwie zaopiekuje się jej dziewczynami.
– Mężczyźni lubią mieć przystań, a ja jestem żeglującym okrętem – deklaruje Martyna.
Martyna Wojciechowska ze swoją adoptowaną córką Kabulą
Martyna Wojciechowska i Przemysław Kossakowski /Jarosław Antoniak /MWMedia