Marian Opania (75 l.) miał niewiarygodne szczęście. Po raz pierwszy w życiu zdecydował się wysłać kupon totolotka i od razu trafił „piątkę”. Wygrana? Całkiem pokaźna!
Marian Opania /Baranowski /AKPA
– Kiedyś oddawałem do naprawy odkurzacz, patrzę: totolotek. „A, zagram sobie, nigdy nie grałem”. Pani w okienku wytłumaczyła, co mam zrobić. Wypełniłem, oddałem i zapomniałem. Okazało się, że trafiłem piątkę w systemie! 244 miliony starych złotych. To było prawie 10 tysięcy dolarów – wspomina Marian Opania.
Pieniądze przeznaczył na wyprawę.
– Do Japonii. Z żoną odwiedziliśmy naszą córkę, która była tam na stypendium rządu japońskiego – wyjaśnia aktor.
Magdalena jest japonistką z wykształcenia. W liceum dobrze się uczyła, ale nie mogła się zdecydować na kierunek studiów. To tata zaraził ją miłością do tego kraju i zasugerował dziedzinę, w której mogłaby się dalej kształcić.
– Japonia to, obok wędkowania, moja pasja. Jestem zafascynowany tą kulturą. Magda też ją pokochała – cieszy się Opania.
Chętnie gościł kolegów oraz wykładowców córki z Kraju Kwitnącej Wiśni. W domu w Dębkach nad Bałtykiem odwiedził ich profesor Kawabata. Zachwycił się dużą figurą Chrystusa frasobliwego, wykonaną przez aktora (rzeźbienie to jego kolejne hobby).
– Powiedział, że u nich jest takie samo bóstwo, też zamyślone, podparte. Zaproponowałem, by przysłał zdjęcie, to mu je wyrzeźbię. To taki nietypowy Budda z muzeum w Kioto. Wyrzeźbiłem, a w zamian dostałem figurki z laki – opowiada pan Marian.
Przez lata Opaniowie nawet czworonoga mieli japońskiej rasy- akita.
Marian Opania /Piętka Mieszko /AKPA
Marian Opania /Ireneusz Sobieszczuk /East News
Źródło: pomponik.pl