Jej droga do nawrócenia była wyboista. Gdy wylądowała na dnie, Stwórca nie tylko podał jej rękę, później pomógł też wybrać męża. Dziś, zaraz po Jezusie, najważniejsza jest dla niej rodzina.
Maja Frykowska /Piotr Andrzejczak /MWMedia
Kiedy w 2002 roku wystąpiła w „Big Brotherze”, usłyszała o niej cała Polska. Maja Frykowska (41 l.) dała się poznać jako jedna z najbardziej kontrowersyjnych uczestniczek show, została okrzyknięta skandalistką.
Potem próbowała swoich sił jako piosenkarka i aktorka, ale nie odniosła sukcesu. Na wszelkie sposoby podtrzymywała zainteresowanie swoją osobą, m.in. pozowała do magazynów dla panów.
– Robiłam wszystko, czego nie powinnam. Brałam narkotyki, uprawiałam seks pozamałżeński, nieraz miałam myśli samobójcze, byłam zgwałcona. Raz trułam się z moim narzeczonym, ale dzięki Bogu z tego wyszliśmy – wyznała po latach.
Nie ukrywa, że używki niszczyły jej życie. Któregoś dnia, po wzięciu jednego ze specyfików, doświadczyła odłączenia od ciała, widziała straszne rzeczy, bała się o siebie. Kiedy więc kilka lat temu zniknęła z show-biznesu, wszyscy zastanawiali się, co się z nią dzieje.
Osiem lat temu przeszła duchową przemianę. Podkreśliła to, wybierając sobie nowe imię. Oficjalnie przestała być Agnieszką, a została Mają – Chcę zamknąć pewien etap w swoim życiu. Wierzę, że ludziom od tej chwili łatwiej będzie dostrzec pozytywne zmiany, jakie we mnie zaszły – wyznała.
Jest przekonana, że ocalenie zawdzięcza Opatrzności. – Bóg wie, kiedy wołamy o pomoc. Przychodzi do tych, którzy mają otwarte serca i są gotowi na zmiany – wyznała niedawno.
Ale jej droga do nawrócenia nie była prosta. Zanim ją odnalazła, długo szamotała się z życiem. Dokładnie pamięta moment, gdy Stwórca usłyszał jej wołanie. Jechała na casting. Denerwowała się, bo miała na pieńku z producentką, ale zależało jej na roli. Na miejscu powitał ją brat kobiety, biło od niego wewnętrzne ciepło, nerwy odeszły, jak ręką odjął.
– To on wprowadził Boga w moje życie – zdradza Maja. I dodaje, że od tamtej pory jest jej duchowym przewodnikiem. Przywołuje ją do porządku, kiedy zdarza jej się błądzić. – Czasem mówi mi: „Stop”, bo nie podobają mu się jakieś moje zachowania – tłumaczy Frykowska.
Maja Frykowska /Jarosław Antoniak /MWMedia
Diabeł nie od razu wypuścił ją z sideł. Była dręczona przez demony. – Spotkałam szatana. Wiem, że istnieje, a jego największym sukcesem jest to, że wielu ludzi w niego nie wierzy, bagatelizuje – przekonuje Maja. Pomogły jej dopiero egzorcyzmy. – Ryczałam, krzyczałam, wrzeszczałam, wykręcało mnie. Kiedy skończyliśmy, miałam zakwasy i nie mogłam się ruszać przez trzy dni – wspomina.
Wie, że łaska nawrócenia nie zostaje dana na zawsze, cały czas nad sobą pracuje. Stara się jak najczęściej rozmawiać ze Stwórcą. Jest mu wdzięczna za łaski, jakie od niego otrzymuje. – Panie Boże, dziękuję, że mnie kochasz i wybaczasz – powtarza sobie każdego dnia.
A jest za co dziękować. Bóg zawrócił ją ze złej ścieżki i postawił na jej drodze wyjątkowego mężczyznę, z którym mogła nią kroczyć. – Powiedziałam: „Boże, jeśli nie dasz mi dobrego, swojego człowieka, to ja w końcu naprawdę źle skończę” – opowiada.
W 2014 roku wyszła za pięć lat młodszego Michała Brzezińskiego. Rok później pojawiła się na świecie ich córeczka. – Rodzina jest teraz dla mnie najważniejsza, zaraz po Jezusie – zapewnia Frykowska. – Kiedy oddajesz życie Chrystusowi, dzieją się cuda. Maja z zażenowaniem wspomina dawne wybryki. Zdaje sobie sprawę, że jej problemy zaczęły się, gdy była małą dziewczynką.
Jest nieślubnym dzieckiem, rodzice nigdy nie zdecydowali się na ślub. Jej mama wyjechała do Niemiec, a tata – Bartłomiej Frykowski, założył nową rodzinę. Długo nie mogła mu darować, że je porzucił. Relacje odnowili na krótko przed jego samobójczą śmiercią.
Maja mówi, że gdyby go teraz spotkała, powiedziałaby, że go kocha i mu wybacza. Zapewnia, że do nikogo nie chowa urazy.
W ubiegłym roku ukazała się jej biograficzna książka „Pokonaj siebie”. Pisała ją przez pięć lat. – Rozliczyłam się ze swoim dawnym życiem i ze sobą, żeby już bez żadnych obciążeń być nowym człowiekiem i opowiedzieć o tym, co robił dla mnie Bóg – mówi z przekonaniem Frykowska.
Maja Frykowska, 2010 rok /Andras Szilagyi /MWMedia
Źródło: pomponik.pl